Archiwum
- LATANIE W KATARZE
- Relacja z Krakowskiego styczniowego spotkania Biesołazów
- Relacja z wyprawy w Czarnohore
- Relacja cz. 3 (i nie ostatnia ;) )
- krótka refleksja po zimowym wypadzie w Biesy
- Krótka nowelka S.F. Indżoj!- Awangardowy Kaloryfer :D
- Skorpion do laptopa
- JAlbum 8.9.2 dla MacOS
- Aktualizacja: CiÄĹźarĂłwka Volvo z klockĂłw Lego sterowana przez telefon komĂłrkowy
- App Inventor - stwĂłrz wĹasnÄ aplikacjÄ lub grÄ dla Androida
- TwĂłrca Facebooka oskarĹźony. Grzywna, doĹźywocie lub... kara Ĺmierci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- osw.keep.pl
Cytat
Długie szaty krępują ciało, a bogactwa duszę. Sokrates
I byłem królem. Lecz sen przepadł rankiem. William Szekspir (właść. William Shakespeare, 1564 - 1616)
Dalsza krewna: Czy śmierć to krewna? - życia pytasz się kochanie, tak krewna, ale dalsza, już na ostatnim planie. Sztaudynger Jan
Dla aktywnego człowieka świat jest tym, czym powinien być, to znaczy pełen przeciwności. Luc de Clapiers de Vauvenargues (1715 - 1747)
A ludzie rzekną, że nieba szaleją, a nieba rzekną: że przyszedł dzień Wiary. Cyprian Kamil Norwid (1821-1883)
aaaaLATANIE W KATARZEaaaa
Miałem szczęście znowu być w Bieszczadzie. Jeszcze przedwczoraj chodziłem po połoninach i rozmawiałem z Marysią Łapówną i Jabolem. Dzisiaj jestem juz w domu, a jutro, jutro ... idę do pracy. Żyję tylko nadzieją, że już niedługo pojadę tam znowu. Jak znajdę troche czasu to skrobnę od czasu do czasu jakieś wspomnienia z tego pobytu. To by było na tyle... Myślę, że CDN...Pozdrawiam
12 sierpień
Poznań. Ostatni dzień w pracy a d..a się już rwie w Bieszczady. W końcu nadchodzi upragniona godzina 15:00. Jestem wolny. Jadę do domu. Po drodze telefon od przyjaciela z Częstochowy. Dwa lata z rzędu jeździliśmy wspólnie na Bieszczadzkie Anioły. W tym roku mu nie pasowało. Odbieram i słyszę pytanie: Gdzie jesteś, bo my dojeżdżamy do Gorlic. Zdumienie i szok…. Plany się im zmieniły i pognali w Bieszczad. Są to ludzie zakochani w SDM, i Bieszczadzkich Aniołach, nie w Bieszczadzie jak ja. Ale miło mi jest. W domu obiad zapakowanie auta i wyjazd. Dzwonię do Jabola i wyznaję mu, że jestem już w drodze. Po drodze odbieram telefon od Barnaby, że też jedzie w Bieszczady, ale sznelcugiem. Pyta, czy go nie odbiorę z Zagórza. Czemu nie? Odbiorę Cię synu. Około północy dojeżdżam do Rzeszowa. Od lat w razie konieczności spędzenia noclegu w Rzeszowie zatrzymuję się w Zwięczycy w Zajeździe Pod Skrzydłami. Nie jest tanio /pokój 2 osobowy 150 PLN / ale lubię to miejsce. Przed snem SMS do Jabola z propozycja spotkania 13 sierpnia..
13 sierpień
8:30 po śniadaniu wyjeżdżamy z Rzeszowa. Dojeżdżamy do Polańczyka. Jako ludzie w wieku zaawansowanym urlop spędzamy w tym roku jako kuracjusze w sanatorium. Zameldowanie itd.. Wracamy do Zagórza po Barnabę. Już w Lesku tuż przed rondem niespodzianka. KOREK. Po 20 minutach stania zawracam. Jadę przez Tarnawę do Zagórza. Duże wrażenie robi na nas widok tego, co zrobiła mieszkańcom pamiętna burza. Dzwonie do Barnaby, żeby wysiadł w Sanoku. Jedziemy do Sanoka. Mamy 30 minut do przyjazdu pociągu. Dzwonie do Anyczki i proponuje spotkanie na pierogach w barze „Smak”. Anyczka propozycje przyjmuje. Pociąg się spóźnia. Nikt na stacji Sanok nie wie ile pociąg ma spóźnienia. Taka przypadłość XXI wieku. PKP nie wie, co to telefonia komórkowa, ba oni nawet chyba nie wiedzą o wynalazku niejakiego Bela. W końcu pociąg wtacza się na peron. Opóźnienie nie było duże około 10 min. Wsiadamy do Karawanu i jedziemy do baru Smak. Zamawiamy oczywiście pierogi. Są rzeczywiście wspaniałe ale ze względu na pore wyboru żadnego i zjadamy wszystkie, które zostały. Gorąco polecam. Nie jakieś rozmrażane, ale robione na miejscu. Palce lizać. Anyczki niet. Nie czekamy tylko odjazd. Do Zagórza. Tam jest Rajd starych motocykli. Mam zaproszenie od znajomego z Łańcuta. Pół godziny wystarcza na obejrzenie motocykli. Leszek namawia mnie na piwo, albo cos innego. Odmawiam. Jedziemy dalej. Postój w Kulasznem. Chwila zadumy nad grobem Jędrka Połoniny.
Zdjecia zamieszczę później/Może :D Jak będą :D /
Komancza. Chcę pokazać synowi najpiękniejszą chatkę w Bieszczadzie. Włazimy na górę. Chatka jest otwarta. Robi wrażenie na Barnabie tak jak zrobiła na mnie. :o W chatce ktoś aktualnie mieszka, ale nie było go w domu. Wypijamy z synem po piwku. Renatka pije wodę mineralną. Odbieram SMS od Anyczki. Czekała na nas biedna w barze Smak do jego zamknięcia. Przykro mi jest, że się nie spotkaliśmy, :( ale serca nasze rwały się w Bieszczady. :D Wybacz mi Anyczko za to, że nie zadzwoniłem do Ciebie, że nie czekam już, ale wypadam w Bieszczad. Powinienem to zrobić. Mam nadzieję, że nie masz już o to do mnie żalu… Nadchodzi burza. Wyłączamy nasze komórki / oczywiście nie te szare :wink: i schodzimy w dół. Młody ma więcej siły. Zabiera kluczyki i idzie naprzód. My z Renatką statecznie aczkolwiek z pośpiechem. Zmoczeni znajdujemy się przy Karawanie. Barnaby niet. Zabłądził. Przylazł 20 minut po nas. Jedziemy do Cisnej. Po drodze schniemy. W Cisnej pełno ludzi. Myślałem, że będzie ich mniej ze względu na koncert w Górnej Wetlince. Kupujemy jakiś prowiant w SAMIE i tez jedziemy w tym kierunku. Zabieram na stopa jednego faceta z „garbem”. Po chwili wszyscy tego żałujemy. Facet nie mył się chyba klika dni. Albo on albo zawartość jego „garba” waniała niemiłosiernie. Szczęście, że to tylko kilka kilometrów Jest godzina 18:30 Wjeżdżam na teren campingu. Z trudem znajduje miejsce do zaparkowania. Tłumy ludzi. Ponieważ wiem, gdzie znajduje się mój przyjaciel z Częstochowy to znajdujemy go bez problemów. Godzinka rozmowy przy całkiem niezłej muzyce. Później ogłoszenie wyników konkursu piosenki. Ponieważ jestem kuracjuszem postanawiam wracać do sanatorium. Z wyjazdem z campingu nie miałem żadnych problemów, za to potem były schody. Kierowcy nie chcąc płacić za wjazd na camping parkowali po obu stronach drogi. Droga stała się prawie nieprzejezdna. Strach pomyśleć, co by się stało w razie jakiejkolwiek tragedii na koncercie. Było tam około 10 tys. ludzi. Żadna karetka, czy straż pożarna nie dojedzie. Znowu, jak od lat zawiedli organizatorzy. Po godzinie jesteśmy już w Wetlince. Jedziemy dalej, ludzie nadal idą na nocny koncert SDM. Ja wiem, że był to mój ostatni raz na Bieszczadzkich Aniołach. Żurek w Biesisku. Jak zwykle wspaniały. 6 PLN. Jedziemy do Cisnej. Zostawiamy tam Barnabę i mkniemy do Polańczyka. Po drodze widzimy ślady spustoszenia, jakie zrobiła pamiętna burza. W Polańczyku jesteśmy przed 23:00. Pielęgniarka nie chce nas wpuścić. Mówi, że mamy być w środku przed 22:00.
Jak tu nie wierzyć w feralne trzynastki? :?: Zgubiłem kartę SIM od telefonu służbowego.
:roll:
Mam nadzieję, że nie masz już o to do mnie żalu… Nie no skad, wszystko sie dobrze skończyło :wink: Pozdrawiam Cię serdecznie Bertrandzie :D
Życia sanatoryjnego nie będę opisywał. Jak jesteśmy wolni jedziemy do Cisnej. Jedziemy przez Górzankę. Droga baaardzo kiepska, ale da się przejechać. Po drodze umawiam się z kolegą z Częstochowy w Siekierezadzie. Podjeżdżam pod lokal. Widzę ze zdumieniem auto innego mojego kolegi z Zielonej Góry. Razem spotyka się nas około 15 osób. Niezłe niezaplanowane spotkanie. Barnaba jest zniecierpliwiony. Chce w góry. Nie wypijamy nawet kawy i jedziemy w okolice Baligrodu. Razem z Renatką i Barnabą odwiedzamy chatkę. Jest w niej tak jak być powinno. Po wpisach do zeszytu utwierdzam się w przekonaniu, że jest to ulubiona chatka Jabola i Harnasia. Następnie łazimy po łąkach. Jest SUPER. Jesteśmy tylko my i Bieszczady. Nie widzimy nikogo. Na drodze napotykamy żuczka albo innego owada. Toczy sobie dwie kulki. Najpierw jedna o około 2 cm potem dotacza do niej drugą. Te kulki to małe kupy. Nie mamy czasu przyglądać się, dokąd on je toczy. Wspólnie dochodzimy do wniosku, że koło tych kup żuczek czuje smród i chce je od tego smrodu odtoczyć. :wink: :lol: :lol:
Zrobiłeś zdjęcie na cmentarzu, a nowej cerkiewki nie uwieczniłeś?
Jak byłem wiosną, to już kończyli budować.
Długi
Jeszcze nie ogarnąłem wszystkich zdjęć.Puszczam to co mam pod ręką. Myślałem, ze sie odezwiesz w kwestii pierogów. :D
pozdrawiam
Jadę w październiku na kolejną degustację
Co do pierogów, byłem pewien, że pochwalisz. Problem w tym, że trzeba być wcześniej. Ja często wyjeżdżam na noc i w Sanoku jestem na śniadanie, w karcie mam wtedy wszystko.
Czekam jeszcze na odzew tych, co próbowali w Piekiełku, które są lepsze.
Już odzywały się głosy, że te w Lutowiskach :lol:
Pozdrawiam
Długi
Nie chcę sie wypowiadać za Jabola, ale bardzo mu smakowały w "Biesisku". A swoją szosą znajomy z Cisnej polecił mi jeszcze jeden bar w Sanoku. Może niebawem go sprawdzę.
Pozdrawiam
Czekam jeszcze na odzew tych, co próbowali w Piekiełku, które są lepsze. Faktycznie w PIekiełku pierożki z mięsem...pychotka....no ale jako że jestem lokalnym patriotą to stawiam na Sanok 8) :lol: :wink:
A swoją szosą znajomy z Cisnej polecił mi jeszcze jeden bar w Sanoku. A który bar? :)
Ja sprawdziłem ten w rynku, z wystrojem regionalnym. Było smacznie, obficie i nie tanio.
Warte polecenia placki ziemniaczane z farszem.
Długi
A który bar? Jechałem karawanem, a on mi go pokazał. Trafię tam ale niestety nie wiem jak się nazywa i jak się nazywa ulica. :cry: :oops: Na pewno to sprawdzę jeszcze w tym roku, a może i miesiącu.
Pozdrawiam
Renatka wraca do Karawanu i jdzie po nas w miejsce, które z trudem jej wytłumaczyłem. My z Barnabą idziemy ścieżką. W pewnym momencie ścieżka się kończy. Przedzieramy sie przez krzaczory na przełaj. Wracać nie ma po co, bo karawan już odjechał. Barnaba prowadzi. Naraz góra się kończy. Zjeżdżamy na tyłkach po błocie kilka metrów w dół. Wyglądamy ślicznie. Jakimś jarem podążamy w dół. Myślę sobie, że szczęście, że nie pada, bo w tym jarze bylibyśmy w niezłej pułapce. Stromo w dół jarem wśród pni, gałęzi w kamieni schodzimy coraz niżej. W pewnym momencie od jaru odchodzi w prawo droga. Idziemy drogą. Wychodzimy na piękne łąki Rabego. Podchodzimy w górę coby się zorientować, w którym miejscu wyszliśmy z lasu. Daleko widać dym od wypału. Kierujemy się na niego. Po mozolnym marszu wśród traw sięgających ramion zbliżamy się do wypału. Znowu stromo w dół. Łąka podmokła. Trzeba uważać, bo można zapaść się w wodę powyżej buta. Ja tego nie lubię. Dochodzimy do wypału. Zmęczeni, ale radośni. Odpoczynek spędzamy na rozmowie z pracownikami wypalającymi węgiel drzewny. Renatka czeka na nas w umówionym miejscu. Jedziemy na basen do Zelmeru. Dobrze nam to robi. Potem obiad a Karczmie w Baligrodzie. Obiad dobry. Dobra zupa, schabowy z serem i szynką i podwójnymi ziemniakami, duża surówka i sok. Razem 17 PLN. Podwozimy Barnabę do Cisnej i wracamy do Polańczyka.
Hehe :lol: te pierwsze trzy fotki wyszły ci jak żywcem wziete z lasow deszczowych w Amazonii :lol:
Dalej będzie gorzej, bo te robił Barnaba ale on szybko wyjechał.
pozdrawiam
15 sierpień
Dzwonię do proboszcza w Cisnej, żeby się dowiedzieć, o której godzinie jest Msza Św. w Łopience. Proboszcz jest na urlopie ale komórkę odbiera i oświadcza, że Msza Św. jest o 15:00. Po obiedzie jedziemy karawanem do Spisówki. Po łataniu dziur w nawierzchni nie zostało już śladu, ale droga bardzo ruchliwa. Zostawiamy karawan koło Spisówki na parkingu i dalej pieszo. Nadal będę obstawał przy swoim, ze ta droga powinna być zamknięta. Mija nas kilka samochodów. Zostawiają po sobie przykry smród. W Łopience przed Cerkwią stoi mały nowy drewniany budynek. Myślę, że to dzwonnica. Ksiądz Piotr zaczyna Mszę Św. z 15-20 minutowym opóźnieniem. Autko odmówiło mu po drodze współpracy. W nabożeństwie bierze udział jakieś 120-150 osób. Jest też Pani Katarzyna, starsza Pani, która urodziła się w Łopience a teraz mieszka w Buku. Upiekła chleb i placek w celu podzielenia się nimi po Mszy Św. Harcerze z Przeworska dostali zadanie od Księdza podzielenia tych darów pomiędzy wszystkich uczestników Mszy. Ksiądz Piotr pociągnął kazanie, że hej. Po Mszy nie czekaliśmy już na chlebek i placek tylko szybciutko wróciliśmy na parking i do Polańczyka.
:) Bertrand kuracjusz . No właśnie , „sposób” odbywania przez Niego kuracji przypomniał mi pewną historię . Jest to historyjka zupełnie nie na temat ( proszę mi to wybaczyć ) i zupełnie ( co pragnę podkreślić ) bez jakich kolwiek „intencji” .
Opowiedziano mi ją w mojej poprzedniej pracy (gdzie stawiałem pierwsze „zawodowe” kroki ) przedstawiając „mojego nowego” pracownika ( wyjaśnieniem był to tzw „chłoporobotnik” ) . Podupadłszy nieco na zdrowiu orzeczeniem lekarzy został skierowany do sanatorium . W rodzinnym domu niemal żałoba – wszyscy zrozpaczeni . Kiedy nadszedł czas wyjazdu to już ogólna rozpacz . Upłakane dzieciska ( piątka ) i małżonka klęczą a przyszły kuracjusz żegna ich „znakiem krzyża” , następnie sam przyjmuje podobne pożegnanie od „seniorki rodu” . Wyjazd . Na drugi dzień „kuracjusz” zjawia się w domu – po rower .
Okazało się ,że sanatorium miał 5 km od domu . Przez cały okres „kuracji” zjawiał się w domu wczesnym rankiem i na wieczór by „zadać” i „oporządzić” bydlątka . Tak było przez cały okres „kuracji” .
Ale jak się okazalo „kuracjusz” był bardzo zadowolony z przebiegu „kuracji”. Nawet wyrażał chęć nastepnego wyjazdu .
Pozdrawiam
PF
PS
Jak zaznaczyłem – bez ubocznych intencji i podtekstów ( jak również nie na temat ) :)
Bertrand kuracjusz A co?! Przetestowałem ten sposób spędzania urlopu :wink: . Mam wyrobione zdanie i już. Fakt jest pewne podobieństwo do Twojego znajomego tylko, że ja wracałem codziennie do sanatorium :lol: . Rano zabiegi potem wyjazd w Bieszczad, czasem nawet nie zdążyłem na kolację. :evil: Minus takiego spedzania urlopu jest taki, że na 22:00 trzeba wrócić do pokoju :twisted: . Z Polańczyka jest prawie wszędzie daleko więc nakręciłem sporo kilometrów. :cry: Ale co sobie połaziłem to moje. :lol: :lol:
Pozdrawiam
Witam :) . Też mam wyrobione zdanie . Twoje sposoby spedzania urlopu , kuracji ( i każde inne wolne chwile - choćby najkrótsze ) itp budzą ....... no wlaśnie ( nie mam na myśli zazdrości tej 'niezdrowej" ale kazdą inną jej odmianę :wink: ) i zmuszają do...... oceny ( każdy sobie czyta i zapewne każdy sobie to jakoś ocenia --nie pozostaje obojętny )
To już ( nie wiem jak to nazwać - może jakiś "szczyt" ) - do sanatorium i to w Bieszczady - cóz można jeszcze więcej .....dodać do tego co się lubi .....:):)
Pozdrawiam
PF
ps: zazdrośnik ze mnie żaden ale podziwiac potrafie :wink:
Zamieściłeś Bertrandzie zdjęcie grobu Jędrka Połoniny.
Pozwól, że uzupełnię relację o jeszcze jedno zdjęcie z najbliższego sąsiedztwa. To nowa cerkiew, obok cmentarza. Stan z maja 2005r
Długi
Dzięki jestem Ci zobowiązany.
Pozdrawiam
Dzien następny. Za 100 PLN od osoby jedziemy na zorganizowana wycieczkę do Lwowa. Wsiadamy do autobusu o godzinie 4:00 i w drogę. Jako przewodnik jedzie z nami Pani Maria Mnich, żona Leszka Mnicha :D Kobieta posiada niesamowicie dużą wiedzę o historii i terenach przez które przejeżdżamy. Do samej granicy w Medyce usta jej się nie zamykają. Granica. Czas przejazdu autobusu 2 godziny. Polacy "robią" nas szybko, Ukraincy zdecydowanie wolniej. Po stronie ukraińskiej jest WC. Niestety w stanie takim, że kożystaja z niego desperaci. Dalej jedziemy lekko wyboistą droga do Lwowa. Pani Marysia nadaje dalej. Mimo, że są wokoło dobre uprawne ziemie najczęściej oglądamy nieużytki.
"Mijaliśmy kolejne miasteczka i wioski...Wrażenia, jakbyśmy odjechali tysiące kilometrów na wschód. Rzucały sie w oczy niezagospodarowane ogromne połacie ziemi - tylko wokół domostw małe poletka z ziemniakami, kapustą, kukurydzą i warzywami. Nie sposób było oprzeć sie nacjonalistycznym wspomnieniom: kresy, Lwów, Zakarpacie, Podole...Apage satanas! - to do tych nacjonalizmów.
Do rzeczywistości przywoływała od czasu do czasu nawierzchnia drogi, która skutecznie wybijała z głowy rozważania nad zawiłościami polsko-ukraińskiej historii...
Za oknami łąki i pasące się na nich stada krów, koni, kóz, gęsi i kaczek. Biednie, ale tak jakoś "sielsko i anielsko" ... Tylko czemu nowe domy straszą brakiem wstawionych okien i drzwi i są już często zarośnięte chwastami i krzakami?
W każdej mniejszej czy większej miejscowości pobłyskiwał dach nowej lub też wyremontowanej świątyni. Ludzie wracają do swoich korzeni - powiedział nam jeden z pasażerów. Widocznie tego im trzeba...
Mijamy polskie pamiątki: zniszczone pałacyki i dwory, pomniki Mickiewicza, nazwy ulic - Kopernika, Krakowska, Mickiewicza... "Tylko koni żal..." /To cytat z relacji WojtkaR. Mam nadzieję Wojtku, że sie nie gniewasz?/
Wjeżdżamy do Lwowa. Nawierzchnia ulicy z bruku. Straaaaszne koleiny i dziury. Podobno Polacytaka kiepska nawierzchnię zrobili klikadziesiąt lat temu i nie przewidzieli że będa kiedyś jeździć TIRy i duże autobusy. Zatrzymujemy się. Wsiada do autobusu nowy przewodnik
i...?? prosimy o dalej...
i...?? prosimy o dalej... Ale Kasiu nie tylko ja byłem tego lata w Bieszczadzie. Ciebie też tam widziano. i co? I nic????
Pozdrawiam
16 sierpień
Tak naprawdę pierwszy dzień kuracji. Do obiadu nie mamy czasu pomyśleć o Bieszczadzie. Zabiegi, ich przekładanie, odpoczynek po nich. Kto był w sanatorium ten rozumie, a kto będzie ten zrozumie. Zresztą pada. Nie chce się wychodzić na deszcz. Po obiedzie przestało padać. Jedziemy zobaczyć jak wyglądają te miejsca, które zostały zalane przez wodę po pamiętnej burzy. Po drodze zatrzymujemy się w Hoczwi u Zdzisława Pękalskiego. Jak zwykle przyjmuje nas bardzo miło. Jest to prawdziwy gawędziarz, który ma w sobie to coś, co pozwala, że słuchają go z zainteresowanie i młodzi i starzy. Pokazał nam swoje nowe prace. Jest to naprawdę prawdziwy artysta malarz. Maluje na drewnie na starych i jeszcze starszych deskach, świńskich korytach i temu podobnych rzeczach. Jedziemy w stronę Baligrodu. W Zahoczewia Soczewka musiała nieźle szaleć. Jesteśmy przygnębieni tragedią ludzi, którzy przeżyli ten dzień grozy…
Wracamy z Renatką do sanatorium bardzo przygnebieni tragedią jaka sie tu odbyła. Po kloacji szybko kładziemy się spać, bo następnego dnia pobudka o godzinie 2:00 ....
Ciebie też tam widziano. kto gdzie kiedy??? ;)
kto gdzie kiedy??? Powiedzmy ogólnie: Piszący na tym Forum. Więc czekamy....
Pozdrawiam
Więc czekamy.... obiecuje ze jak w koncu uporam sie troche z robota to cos napisze... ale jeszcze sie z nia nie uporalam :( a co gorsza jest jej coraz wiecej... ;(
obiecuje ze jak w koncu uporam sie troche z robota to cos napisze Co masz zrobić jutro zrób pojutrze! Będziesz miała dwa dni czasu :lol: :lol:
pozdrawiam
Co masz zrobić jutro zrób pojutrze! Będziesz miała dwa dni czasu nawet nie wiesz jak bardzo bym chciala... ale za 2 godz. mam jakas durna narade i wypadaloby zebym chociaz troche sie przygotowala ;)
17 sierpień. Za 100 PLN od osoby jedziemy na zorganizowaną wycieczkę do Lwowa. /Dzisiaj się dowiedziałem, że z Ustrzyk Dolnych można do Lwowa pojechać juz za 70 PLN/. Wsiadamy do autobusu o godzinie 4:00 i w drogę. Jako przewodnik jedzie z nami Pani Maria Mnich, żona Leszka Mnicha. :D / Leszek to dosyć znana postać w kołach zblizonych do Zakapiorów/. Pani Maria posiada niesamowicie dużą wiedzę o historii i terenach przez które przejeżdżamy. Do samej granicy w Medyce usta jej się nie zamykają. Granica. Czas przejazdu przez granicę 2 godziny. Polacy "robią" nas szybko, Ukraińcy zdecydowanie wolniej. Po stronie ukraińskiej jest WC. Niestety w stanie takim, że korzystają z niego desperaci. Dalej jedziemy lekko wyboistą drogą do Lwowa. Pani Marysia nadaje dalej. Mimo, że są wokoło dobre uprawne ziemie najczęściej oglądamy nieużytki.
"Mijaliśmy kolejne miasteczka i wioski...Wrażenia, jakbyśmy odjechali tysiące kilometrów na wschód. Rzucały sie w oczy niezagospodarowane ogromne połacie ziemi - tylko wokół domostw małe poletka z ziemniakami, kapustą, kukurydzą i warzywami. Nie sposób było oprzeć sie nacjonalistycznym wspomnieniom: kresy, Lwów, Zakarpacie, Podole...Apage satanas! - to do tych nacjonalizmów.
Do rzeczywistości przywoływała od czasu do czasu nawierzchnia drogi, która skutecznie wybijała z głowy rozważania nad zawiłościami polsko-ukraińskiej historii...
Za oknami łąki i pasące się na nich stada krów, koni, kóz, gęsi i kaczek. Biednie, ale tak jakoś "sielsko i anielsko" ... Tylko czemu nowe domy straszą brakiem wstawionych okien i drzwi i są już często zarośnięte chwastami i krzakami?
W każdej mniejszej czy większej miejscowości pobłyskiwał dach nowej lub też wyremontowanej świątyni. Ludzie wracają do swoich korzeni - powiedział nam jeden z pasażerów. Widocznie tego im trzeba...
Mijamy polskie pamiątki: zniszczone pałacyki i dwory, pomniki Mickiewicza, nazwy ulic - Kopernika, Krakowska, Mickiewicza... "Tylko koni żal..." /To cytat z relacji WojtkaR. Mam nadzieję Wojtku, że się nie gniewasz?/ :wink: Wjeżdżamy do Lwowa. Nawierzchnia ulicy z bruku. Straaaaszne koleiny i dziury. Podobno Polacy taką kiepską nawierzchnię zrobili kilkadziesiąt lat temu i nie przewidzieli że będą kiedyś jeździć TIRy i duże autobusy. Zatrzymujemy się. Wsiada do autobusu nowy przewodnik.
C.D.N.
Bertrandzie składam reklamację dałęś tekst który już był .
Prosimy o nowe , to chyba omyłkowo poszło.
Reklamacja przyjęta. PRZEPRASZAM. Stary już jestem i chronologia mi zaszwankowała. Czas na odpoczynek. Najlepiej w Bieszczadzie. Jest mi miło, że uwaznie czytasz Izo i wyłapałaś ten straszny błąd.
Jak się okazuje jest to mieszkaniec Lwowa, przewodnik po tym mieście, z zawodu konserwator zabytków Pan Jan Sawczuk /o ile nie przekręciłem nazwiska/. Pan Jan z iście lwowskim humorem opisuje mijane obiekty. Zatrzymujemy się pod kościołem św. Jura. Do autobusu wchodzi starsza pani oferując pocztówki i albumy o Lwowie. Ceny przystępne w PLN /2o pocztówek - 10 PLN/. Prawie wszyscy coś kupują. Następnie do autobusu wsiada Pan Witold. Oferuje jak to określił „typowe pamiątki ze Lwowa” czyli różne rodzaje alkoholu. Mówi, ze ceny są hurtowe. Każdy dostaje kartkę na której może złożyć zamówienie. Zwiedzamy kościół. Jest piękny. Jedziemy dalej, na cmentarz Łyczakowski. Kto chce zostawia na siedzeniu zamówienie dla Pana Witolda i wychodzi z autobusu. Nie wiem co teraz mam napisać…. Po prostu Cmentarz Łyczakowski jest przepiękny. Tego się nie da opisać tam trzeba być. Za każdym razem jak tam jestem, jestem pod dużym wrażeniem. Szkoda tylko, ze niektóre panie z naszej wycieczki zrobiły sobie bardzo głośną sesję zdjęciową pomiędzy grobami. No coments..... cmentarz utrzymany jest w porządku ale śmieci też na nim mozna zauważyć.Pomimo tego, że fotografowanie na cmentarzu jest płatne nikt nam nie zwracał uwagi ani nie kazał płacić.
Eeeee to wyłapanie nie było znów takie trudne ,przepraszać nie ma za co, a taki znów stary to też nie jesteś .
Cierpliwie czekam na dalszy ciąg .
Moje jesienne plany właśnie dziś poszły w odstawkę , smutno mi straszliwie .
Ach........... a było by tak pięknie ..............
Miało być później ale ze wzgledu na moją poprzednią pomyłke :oops: jest dzisiaj w formie bonusika.
Później przechodzimy na Cmentarz Orląt. Też robi wrażenie :o ale zupełnie inne. Trzeba się wczytać w tablice, jak młodzi ludzie walczyli wtedy o polski Lwów. Należy przy tym pamiętać, że w tamtym czasie we Lwowie żyło zdecydowanie najwięcej ludności narodowości polskiej. Na cmentarzu jest sporo różnych wycieczek. Wszyscy w jakimś ekstra skupieniu. Być we Lwowie i nie być na Cmentarzu Orląt to jak być w Rzymie i nie widzieć papieża. Wychodzimy z cmentarza.
pojawiły sie jakieś techniczne problemy. Raz zdjęcia widać a raz nie. myślę, że to chwilowe przejściowe kłopoty.
A teraz do rzeczy:
W autobusie na siedzeniach czekają na nas zamówione „pamiątki” :D . Obsługa super :P . Jedziemy zwiedzać stare miasto. Katedra, Katedra Ormiańska, Kaplica Boimów i wiele, wiele innych zabytków jest przepięknych :shock: . Starówka śliczna, aczkolwiek wymaga dużych nakładów finansowych, żeby ją doprowadzić do dawnej świetności :x . Graffiti na murach nie ma. Nasz przewodnik Pan Janek odpowiada na każde pytanie. Jest profesjonalistą godnym polecenia :!: . Pan Janek ma kolegę, który też jest przewodnikiem po Lwowie. Lubi on też wędrówki po ukraińskich górach. Mam tłumaczyć dalej, jaki wpadł mi do głowy pomysł na przyszłoroczny urlop? Chyba nie muszę :lol: , zwłaszcza, że Renatka jest oczarowana Lwowem i stwierdziła, ze musimy tu kiedyś przyjechać na parę dni, żeby zwiedzać ze spokojem i przewodnikiem, który zajmuje się tylko nami. Jemy bardzo smaczny obiad i mamy godzinę czasu wolnego. Idziemy na piwo Lwowskie :D . Mi smakowało :D . Okazuje się, że pan Witold sprzedawał nam „pamiątki” po cenach zbliżonych do detalicznych. Niektórzy mają o to pretensje :o . Ja nie. Towar z dostawą na miejsce toż to znakomite udogodnienie. :D Wracamy na granicę. Koszmar :evil: . Niespełna 5 godzin czekania :evil: . Tak wolno Ukraińcy odprawiają autobusy. Każdy paszport wpisują ręcznie do komputera. Jest upał. Kibel na granicy poza wszelką krytyką, zwykłe pedałki, o ile wiecie co to jest :shock: . W promieniu 30 m od tego przybytku nie ma żadnej muchy, bo wszystkie wyzdychały od smrodu :D . Kierowca w autobusie włączył nam nawiewy, żeby było ciut przyjemniej :lol: Nie przewidział biedak, że nie spodoba się to akumulatorowi. Wziął i siadł on ci :!: . Nie możemy przesunąć się do przodu. Robi się zamieszanie. Ukraińcy krzyczą. Jest jak na niezłej komedii :D :D Pożyczamy akumulator z innego autobusu i odpalamy nasz silnik. Wjeżdżamy do Polski. Nasz celnik pyta się czy mamy alkohol i papierosy ponad normę. Jak usłyszał, że nie to każe się wracać bo on chce nam coś odebrać. Nie wszyscy wyłapują ten żart i usłyszał ci on parę przykrych słów. O 1:50 jesteśmy w Polańczyka.
Przyjemnie i z ciekawością czyta się Twoje relacje , a co do osoby Leszka masz racje
Leszek to dosyć znana postać w kołach zblizonych do Zakapiorów/ ale przede wszystkim przez wiele ,wiele lat był czynnym "goprowcem" w Bieszczadzkiej Grupie GOPR i nadal napewno jest bo Goprowcem jest sie na zawsze,nawet jak już sie nie pełni dyżurów ...
jest wspaniałym kumplem -"Człowiek-Dusza" znam Go od dawna i tu pozdrawiam Go z rodzinnego naszego miasta
ale przede wszystkim przez wiele ,wiele lat był czynnym "goprowcem" w Bieszczadzkiej Grupie GOPR i nadal napewno jest bo Goprowcem jest sie na zawsze,nawet jak już sie nie pełni dyżurów ...
jest wspaniałym kumplem -"Człowiek-Dusza" Jest Goprowcem. Z reszty opisu nie można niczego ująć, a ci co Go znaja mogliby jeszcze dużo dodać.
Pozdrawiam
18 sierpień
Dochodzimy do siebie po wyczerpującym dniu poprzednim. Zabiegi, leżaczek itp. Po obiedzie zabieram Renatkę na spacer-wycieczkę. :D Idziemy z Polańczyka niebieskim na Kabajkę do Myczkowa, dalej zielonym poprzez Wierchy do Rybnego. Widoki z Kabajki przepiękne. Ludzi spotkaliśmy w ilości 1. :D Przemierzał tą trasę w przeciwnym kierunku. Miejscami na szlaku dużo błota. Ale w końcu to są Bieszczady i wiemy, że tak często tu jest. Po drodze zbieramy grzyby. Jest ich tu sporo. Po Renatce widać, że jest już zmęczona. :( Schodzimy do Rybnego i dalej szosą do Wołkowyi. Dochodzimy do przystanku PKS. Dzwoni Jabol, że jest w pobliżu Polańczyka :D :D . Oferuje transport ale nie ma miejsca dla dwóch osób :( . Podjeżdża autobus. Renatka wsiada i jedzie a ja czekam na Jabola. Po kilku minutach pojawia się Łajt Lajting :D i mnie zabiera. Istotnie Jabol tylne siedzenie miał załadowane swoim dobytkiem i trochę dobytkiem Ruthenusa. Jedziemy do Polańczyka. Proponuję kawę w barze Stanica. Przy przepysznej kawie i wspaniałej muzyce dyskretnie dochodzącej z głośników prowadzimy rozmowę o chatkach i innych ciekawych miejscach w Bieszczadzie. Wyjmuję z kieszeni mapę Bieszczadów, a Jabol zaznacza na niej miejsca warte zobaczenia i miejsca gdzie mogą jeszcze być chatki :shock: . Obiecuję, że postaram się te miejsca sprawdzić. Podchodzimy jeszcze na punkt widokowy przy oczyszczalni ścieków. Widok ładny na zalew. Obiecujemy spotkać się jeszcze nie raz w Bieszczadach. Jabol jest obowiązkowy i mówi, że on teraz pracuje i nie ma za dużo czasu. /Jabol starałem się żeby dobrze wypadło. Może Barszczu to przeczyta. :lol: / po bardzo niekonkretnym umówieniu się na telefon – „No to się zdzwonimy” :D rozstajemy się.
Jeszcze podczas rozmowy z Jabolem powiedziałem mu, ze muszę jechać do Średniej Wsi, co by umówić się z moimi znajomymi z Zielonej Góry i Białegostoku na wędrówkę po Bieszczadzie. Jabol zapytał mnie jakie mam plany. Odpowiedziałem, że chcę im pokazać Szołtynię. Wtedy usłyszałem pytanie: Skręcisz :?: Odpowiedziałem, że tak bo chcę im pokazać chatkę w której oni maja zamiar spać. Jabol stwierdził, że chcę im od razu pokazać najpiękniejszą część Bieszczadu. :shock: Po rozstaniu z Jabolem pojechałem do Średniej Wsi. To jest pierwszy pobyt w Bieszczadach moich znajomych. Chcieli spędzić wakacje na wsi, więc myśleli, że Średnia Wieś będzie odpowiednim miejscem :D . Ot taka nie za duża nie za mała czyli Średnia Wieś :lol: :lol: . Po przyjeździe byli załamani lokalizacją. Mieszkali 15 m od obwodnicy. Ich sprawa. Ja im polecałem inne lepsze miejsca :twisted: . Poza tym stamtąd w najwyższe partie Bieszczadu ładny kawałek… :o Jest wieczór, czyli są na miejscu. Proponuję wycieczkę w dniu 20 sierpnia. Tłumaczę im, że zaprowadzę ich do chatki i tam zostawię, bo musze wracać do Polańczyka. Młodzież w wieku 14-18 lat pyta mnie czy tam jest prąd :?: :!: Odpowiadam, że niestety nie. Są załamani, że nie będą mogli wziąć ze sobą laptopów i grać w jakieś gry :cry: . Pytają, co tam w ogóle jest. Odpowiadam, że kominek, dwie prycze stół, piękny widok, zwierzyna rano jak będą mieli szczęście no i taśki przez całą noc :wink: :lol: . Nawet ich nie wystraszyły te dwie prycze na tyle osób. Powiedziałem, że będą mieli szczęście, jeżeli będą w chatce sami. Też bez emocji. EMOCJE wzbudziły TAŚKI. Wytłumaczyłem im, że są to bardzo przyjaźnie usposobione do ludzi takie przerośnięte myszy :shock: :o . Taśki wzbudziły prawdziwe emocje nie tylko u młodzieży. Umówiliśmy się na sobotę rano na telefon i pojechałem do sanatorium. Na miejscu okazało się, że Renatce coś bardzo mocno strzyka w krzyżu :cry: Do tego stopnia, że ma problemy z poruszaniem się …..
EMOCJE wzbudziły TAŚKI Zaraz, zaraz, to te "bestyje" jeszcze nie zapadły w "sen zimowy" ????
No to kurka bede musiał wziąc stoppery do uszu i jakies prochy na spanie ;-)
No chyba że do października pójda na odpoczynek.
P.S
Sorki za OT, ale nie mogłem się powstrzymac od tego pytania w związku ze zbliżającym się wyjazdem do jednej z chatek, gdzie bardzo rozpuszczone sa te zwierzaki.
Zaraz, zaraz, to te "bestyje" jeszcze nie zapadły w "sen zimowy" ???? W sierpniu zimowy sen :?: :?: :?:
Pozdrawiam
Dzień następny.
Około południa wyjeżdżamy z Polańczyka. Do Wołkowyi. Tam skręcamy w prawo :arrow: i kierujemy się na Górzankę. Po minięciu leśniczówki w Woli Górzańskiej i przeprawieniu się przez pierwszy bród zatrzymuję Karawan przed drugim brodem. W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że przejazd przez te trzy brody podczas tego pobytu w Bieszczadzie nie stanowił jakiegokolwiek problemu dla mojego Karawanu :) ,a jeździłem tam kilkakrotnie. Gorsza jest sama droga niż te brody. Niektórzy z Was już się połapali, że chcemy obejrzeć wodospad Czartów Młyn :) . Zostawiamy pięknie zaparkowane na poboczu drogi autko i wyruszamy w drogę. Po kilkudziesięciu metrach pojawił się problem natury wodne :shock: j. Ścieżkę w poprzek przecinała nam Wołkowyjka. Ponieważ nie chcieliśmy, aby woda wlała się nam górą do butów grzecznie siedliśmy sobie na brzegu i je zdjęliśmy. Nogawki podciągnęliśmy do kolan i przeprawiliśmy się na drugą stronę. :D Woda zimna, kamienie oślizłe ale balansując całym ciałem i podpierając się laską / czyli bukowym kijem/ udało się bez upadku przebyć ten odcinek. Dalej idziemy jak zrywkowa droga prowadzi. Niestety nie przygotowałem się dobrze do lekcji /czytaj: pobierznie zaznajomiłem się z mapą/ :oops: więc nie wiedziałem, że potok Czartów Młyn powinienem mieć po lewej ręce :roll: . My mieliśmy go po prawej. Idąc mozolnie drogą zrywkową pod górę z każdym metrem oddalaliśmy się od potoku :o Jak już go nie tylko nie widzieliśmy ale nawet nie słyszeliśmy zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno idziemy właściwą drogą :?: Po kilkunastu minutach dojrzałem do decyzj :idea: : Sprawdzę na mapie :!: Okazuje się, że moje przypuszczenia są trafne. Jesteśmy wysoko na zboczach Wysokiej Skały. Postanawiam znaleźć jakąś drogę na przełaj, którą można dojść z powrotem do potoku. Jak już takową znalazłem to Renatka oznajmia mi, że ona takim stromym zboczem po błocie i krzakach schodzić nie będzie :shock: Przecież ją bolą krzyże. Zachowałem się wtedy jak kochający mąż :oops: :lol: . Odprowadziłem ją z powrotem do drogi zrywkowej i powiedziałem jej, że teraz już nie zabłądzi i może wrócić do samochodu :wink: . I tak się rozstaliśmy. Ja poszedłem na przełaj ostro w dół. Udało się bez upadku aczkolwiek parę razy nie wiedziałem dlaczego. Zrozumiałem, że Renatka tędy by nie przeszła. No cóż. Wracać do niej już nie było sensu. Przekroczyłem Czartów Młyn i poszedłem w górę do wodospadu. Miejsce jest naprawdę urocze i warte odwiedzenia. Nazwa Wodospad jest przesadzona :!: i ten kto się spodziewa jakiegoś dużego wodospadu będzie mocno rozczarowany. Należy pamiętać o tym, że w Bieszczadzie Niagary się nie znajdzie… :wink: Połaziłem po głazach i kamieniach w korycie Czarciego porobiłem kilka fotek i postanowiłem sprawdzić czy żona moja już dotarła do Karawanu. W tym momencie dostałem olśnienia: kluczyki mam ze sobą :idea: No to sobie nie usiądzie. Wracam na dół. Nie bardzo się śpieszyłem, ponieważ jeszcze interesowało mnie co znajduje się wtych czy tamtych krzaczorach. Trochę sobie pochaszczowałem. Jak już zszedłem na dół to Renatka stała już po drugiej stronie Wołkowyjki i czekała na mnie. Nie siadała nigdzie bo bała się o swoje krzyże. Bez sowa żalu powitała mnie i zapytała czy dotarłem do celu :lol: :lol: :lol: . Odpowiedziałem, że tak i przelazłem przez wodę. Na drodze stał samochód z dwoma paniami z małym dzieckiem w wieku około 5-7 lat. Chciały obejrzeć wodospad. Powiedziałem im co i jak i poszły zobaczyć. Byłem ciekawy, czy przejdą przez wodę :?: Tak jak przypuszczałem była to dla nich przeszkoda nie do pokonania :lol: Na kolację zdążyliśmy do Polańczyka. Ponieważ chcieliśmy podczas tego pobytu w Bieszczadzie odwiedzić Mrówkę w Łupkowie postanowiłem do niej zadzwonić i sprawdzić, czy aby ona tam jest. Mrówka, czyli Jadwiga Denisiuk odebrała telefon i powiedziała nam, że jest i owszem ale w szpitalu po operacji oczu :shock: . Powiedziała, ze za kilka dni wróci do Łupkowa i wtedy możemy ją odwiedzić. Po kolacji spacer po Polańczyku, oczywiście kawa mrożona dla Renatki i piwko dla mnie.
W sierpniu zimowy sen No taaa - nie wziąłem poprawki na opóźnienia w relacji :oops: :oops:
No taaa - nie wziąłem poprawki na opóźnienia w relacji Tak sobie stukam w klawisze jak mam czas. Miło powspominać :D , a wiem, że czytają to ludzie, których spotkałem i którzy tam mieszkają.
Pozdrawiam wszystkich
Przekroczyłem Czartów Młyn i poszedłem w górę do wodospadu. Miejsce jest naprawdę urocze i warte odwiedzenia. Nazwa Wodospad jest przesadzona :!: i ten kto się spodziewa jakiegoś dużego wodospadu będzie mocno rozczarowany. . To nie jest wodospad na potoku Czartów Młyn! (Myslę o tym progu na Twoich fotkach)
Albo tam nie doszedłeś, albo nie potrafiłeś go znależć.
http://www.twojebieszczady.pl/IMGall...56&kategoria=9
http://www.twojebieszczady.pl/warto/czart.php
Albo tam nie doszedłeś, albo nie potrafiłeś go znależć. :oops: :oops: :oops:
Dzięki Ci Zosiu! Gdybym tego nie napisał i gdybyś Ty nie znalazła mojej pomyłki do końca życia myślałbym, że tam byłem. Może jednak spieszyłem sie do Renatki i wmówiłem sobie, że to miejsce to już to! Pomogłaś mi podjąć decyzję. Zastanawiałem się czy jechać w Bieszczad w następną sobotę. Będę w piątek w Tarnowie / z Tarnowa jest bliżej w Bieszczad niż z Pyrlandii/. Teraz juz wiem, za tydzień zrobię fotki wodospadu.
Pozdrawiam wszystkich czytających i proszę o następne uwagi.
Tak sobie stukam w klawisze jak mam czas Stukaj, stukaj jak najwięcej - bo masz o czym.
Stukaj, stukaj jak najwięcej - bo masz o czym. Jak dzisiaj nic nie wystukam to będę konczył dopiero w październiku. Muszę znaleźć ten wodospad i wypić piwko z Jabolem. A przed wyjazdem dużo roboty...
Pozdrawiam
Pomogłaś mi podjąć decyzję. Zastanawiałem się czy jechać w Bieszczad w następną sobotę. Teraz juz wiem, za tydzień zrobię fotki wodospadu.
. Ojejku nie teraz!
Teraz nie i już mówie dlaczego.
W Bieszczadach już co najmniej trzy tygodnie nie padał deszcz.
Wszystkie mniejsze i większe potoki, rzeczki i potoczki sa nieczynne :D
Nie działają :D . Prawie ich nie ma - wyschły. A potok, który Cię interesuje nigdy dużym nie był a i wodospad nawet po deszczach nie wygląda jak Niagara, mało - nawet Siklawy nie przypomina.
Wetlinka, Solinka, Osława i inne - wszystkie są bardzo, bardzo płytkie. A tych małych prawie nie ma!
Dlatego teraz możesz się troszeczke rozczarować.
Ale plusów takiej pogody jest zdecydowanie więcej. Doskonała widoczność, ciepło, sucho, pięknie, naprawdę pięknie. Choć kolorów jesiennych na razie brak. Jest zielono.
Ludzi także mniej a ci co są wydają się sympatyczniejsi niz latem.
Wiec jak już podjąłeś decyzję o wyjeździe myślę, że bedziesz zadowolony, pomimo ze zdjęcia wodospadu i potoków mogą się nie udać.
pozdrawiam.
I jeszcze fotka potoka, który płynie z Małej Rawki i zawsze tak ładnie szumi. (po prawej stronie szlaku)
Teraz juz wiem, za tydzień zrobię fotki wodospadu. Bertrand! Jak mogłeś? Jak mogłeś nie przejrzeć mapy? Na rewersie mapy (obu wydań) jest fotka z tym wodospadem!
W Bieszczadach już co najmniej trzy tygodnie nie padał deszcz.
Wszystkie mniejsze i większe potoki, rzeczki i potoczki sa nieczynne Widocznie Zosiu dawno nie byłaś w Bieszczadach, a wiedz, że Sanok to nie Bieszczady. W sobotę 17 września i w niedzielę 18 wrzesnia lało jak z cebra w Bieszczadach! W minioną sobotę lało też - przynajmniej w okolicach Połoniny Wetlińskiej.
Widocznie Zosiu dawno nie byłaś w Bieszczadach, a wiedz, że Sanok to nie Bieszczady. W sobotę 17 września i w niedzielę 18 wrzesnia lało jak z cebra w Bieszczadac A ja mówiłam kiedyś, ze Sanok to Bieszczady?
Tylko się upierałam i nadal będę to robić, że Sanok to najpiękniejsze miasto Podkarpacia!
A z Sanoka i tak bliżej w Bieszczady niż z Krosna!
A co do deszczu to może i przegapiłam jakąś małą mżawkę lub drobny kapuśniaczek, ale jeśli nawet był, to i tak nie miał większego wpływu na stan wody w bieszczadzkich rzeczkach i potoczkach. Byłam wczoraj to wiem jak jest :wink:
Zresztą jak byłes to możesz to potwierdzić :wink:
Powtórze jeszcze, że wodospad który Bertrand tak bardzo chce sfotografować zupełnie inaczej wyglądał tamtego lata, które było bardzo deszczowe a inaczej tego lata, które przecież też do suchych nie należało :) .
(Fotka na rewersie pierwszego wydania też wydaje się być zrobiona suchą porą :) )
Noi i nie bazgrajmy już chyba po relacji Bertranda bo nas stąd jeszcze przegoni :wink:
Bertrand! Jak mogłeś? Jak mogłeś nie przejrzeć mapy? No mogłem. :oops: Nie wiem jak ale mogłem. :roll: Ale się poprawię. Myślałem, że tam są tylko reklamy.
Noi i nie bazgrajmy już chyba po relacji Bertranda bo nas stąd jeszcze przegoni Jak uwagi coś wnoszą, a Wasze wnoszą to nie przegoni. Jutro wyjeżdżam w Polskę. Myślę, że uda mi sie być w sobotę w Bieszczadzie.
Pozdrawiam
Może zatem bedzie dane nam sie spotkac, bo ja bedę w Bieszczadzie od piątku do piatku choć w rejonie zupełnie innym niz Ty zwykłeś bywać (jak wnioskuję z Twoich relacji) bo bardziej w stronę Ukrainy czyli tzw."Worek" :-)
A co do deszczu to może i przegapiłam jakąś małą mżawkę lub drobny kapuśniaczek przegapiłas dwa dni soldnej ulewy - akurat miała ta ulewa wpływ na stan potoczków w Bieszczadach!
Myślałem, że tam są tylko reklamy. 70 % rewersu to nie są reklamy tylko informacje różnorodne - m.in. słownik wazniejszych miejscowości i fotografie - tu się poprawię - tylko I wydanie mapy ma na rewersie fotkę wodospadu na potoku Czartów Młyn - na drugim już tej fotki nie ma!
Myślę, że uda mi sie być w sobotę w Bieszczadzie. Od czwartku do niedzieli będę w Bieszczadzie - czas mam mocno zaplanowany ale w sobotę od 9 do 14 mam "wolne" więc jesli masz ochotę to zapraszam na wspólną wycieczkę na Czartów Młyn - przy okazji mogę Ci pokazać ciekawe skałki w okolicy.
Pozdrawiam
Ciąg dalszy będzie dopiero w październiku. Mam nadzieję, że trochę przyspieszę tą relację ale nie obiecuję. W tym tygodniu będę raczej poza zasięgiem internetu. za to mam zamiar dotrzeć w Bieszczad.
Pozdrawiam
przegapiłas dwa dni soldnej ulewy - akurat miała ta ulewa wpływ na stan potoczków w Bieszczadach! Barszczu!!!!! Ty uparciuchu!!!!!!!!!!!!!
Zawsze musi być na Twoim? :wink:
Ale i tak i tak jest sucho a na wodospadzie to pewnie wcale wody teraz nie ma! o!
Barszczu!!!!! Ty uparciuchu!!!!!!!!!!!!!
Zawsze musi być na Twoim? ja tylko stwierdziłem fakt dwudniowej ulewy - gwoli ścisłości
Ale i tak i tak jest sucho a na wodospadzie to pewnie wcale wody teraz nie ma! o! pewnie nie ma lub pewnie jest - w sobotę sprawdzimy z Bertrandem i napiszę w poniedziałek na forum
Zawsze musi być na Twoim?
Ale i tak i tak jest sucho a na wodospadzie to pewnie wcale wody teraz nie ma! o! I zobacz jeszcze co pisał Stachu w necie o tym weekendzie:
http://www.bieszczady.pl/?newsID=4314
tere fere - to tylko prognoza.
A ona sprawdziła się tak sobie.
Dobrze, ze Bertrand pojechał w ten Bieszczad, bo teraz to pewno by nas wyprosił.
Dobrze, ze Bertrand pojechał w ten Bieszczad, bo teraz to pewno by nas wyprosił. Siedzę w hotelu w Lublinie o oczom nie wierzę co się tu wyprawia.
20 sierpień
Z samego rana dzwonię do kolegi do Średniej Wsi i umawiamy się na spotkanie. Przyjeżdżają około 10:00 do Polańczyka. Jestem pod wrażeniem. Po pierwsze przyjechały tylko trzy osoby dorosłe. Po drugie oświadczają, że nie będą spać w żadnej chatce. Ich wybór. Przesiadamy się do Karawanu i powożę do Mucznego. Po drodze zatrzymuję się na punkcie widokowym pomiędzy polaną, a Czarną. Jest tam luneta lub temu podobny przyrząd optyczny do patrzenia. Opłata 1 PLN za chwilę patrzenia. Przyrząd ten jest tak sfatygowany, że nie polecam jego używania. Dojeżdżamy do Mucznego. Zostawiam karawan przed Hotelem. Idziemy do sklepu. Pijemy piwko przed wyjściem na szlak. Kupujemy też bilety do lasu. Dziewczyna sprzedająca w sklepie była zdziwiona, że ktoś sam prosi o bilety. Ania, jedyna kobieta w naszym towarzystwie stwierdziła, że w Mucznem jej się bardzo podoba i chce tu jeszcze kiedyś przyjechać. Średnia Wieś odpada w przedbiegach. Wyruszamy na szlak. Droga niezbyt ciężka, ale w dolnym odcinku dosyć trudna ze względu na wszechobecne błocko. Sławek wydarł do przodu, a mu z Czesiem i jego żoną Anią idziemy statecznie do przodu. Ania idąc za moim przykładem podniosła sobie bukowego kija do podpierania. A tak na marginesie poważnie rozważam pomysł kupna porządnych kijków treakingowych. Po kilkudziesięciu minutach marszu i dwóch odpoczynkach wychodzimy z lasu. Jeszcze tylko parę metrów już po połoninie i jesteśmy na grzbiecie. Sławek leży w miejscu osłoniętym od wiatru. Wszyscy się cieplej ubieramy, bo wieje niemiłosiernie. Można powiedzieć, że wiatr damsko-męski. Myślę, że wszyscy czytelnicy tej relacji przyznają mi rację, że Szołtynia jest jednym z najpiękniejszych miejsc w Bieszczadzie. Widoków nie będę opisywał, bo ja nie potrafię opisać słowami takich pięknych rzeczy i doznań z nimi związanych. Tam trzeba po prostu być. W trakcie pierwszego odpoczynku wyjąłem z plecaka dyżurną piersiuweczkę i w cztery osoby wysączyliśmy połowę z niej, czyli całe 50 gram. Poszliśmy dalej. Jak na sierpień ludzi bardzo mało. Spotkaliśmy nie więcej jak 15 osób. Dochodzimy do miejsca, w którym należy zejść ze szlaku. Czekamy aż ludzie znikną nam z pola widzenia i skręcamy w bok. W tym miejscu wiem, że część czytelników jest oburzona, pili alkohol w górach, zeszli w Parku Narodowym ze szlaku. O.K. pili, ale ile? Ino ciut. O.K. zeszli ze szlaku i nie mam nic na usprawiedliwienie. Nie wierzę, że nikt z was nigdy nie zszedł ze szlaku w parku Narodowym. Nie jest to żadne usprawiedliwienie, ale innego nie znam. Z resztą wielu z Was szło tą drogą. Więc idziemy w dół. Trawa wysoka i gęsta. Ścieżki nie widać, ale łatwo się ją wyczuwa nogami. Tutaj wyraźnie można sprawdzić powiedzenie, że się idzie tam gdzie nogi niosą. Cały czas w dół aczkolwiek czasami trochę pod górę dochodzimy do lasu. Wchodzimy między drzewa. Od razu przestaje wiać. Jest ciepło. Idziemy dalej. W lesie ścieżka jest wyraźna. Ania jest już zmęczona. Dochodzimy do miejsca, w którym ścieżka się rozdwaja. To znaczy jesteśmy już blisko. Skręcamy w stronę odpowiednią i po chwili jesteśmy przy chatce. Wchodzimy do środka. Chatka jest pusta aczkolwiek zamieszkana. Plecaki śpiwory i inny turystyczny dobytek pozostawiony na łaskę i niełaskę. Na stole pełna flaszka Żubrówki i połowa flaszki wódeczki czystej. Zostawiamy nieobecnym piwko. Może się przyda na kaca. W chatce jak zwykle pełno śmieci. Czytamy zeszyt, pstrykamy aparatem i wychodzimy na zewnątrz. Moi znajomi stwierdzili, że gdyby wiedzieli jak tu jest to na pewno by tu spali. Tere fere. Przecież im mówiłem. Idziemy dalej. Znowu pod górę, później przez łąkę do lasu. Dalej mozolnie po błocie w dół. Po drodze mijamy kapliczkę przybitą do drzewa. Ciekaw jestem, czy Wy ją zauważyliście i czy wiecie jak długo ona już wisi na tym drzewie. Nie jest to moja prowokacja /patrz inny wątek forum/. Schodzimy do szosy. Jesteśmy zmęczeni i nie chce się nam iść. Jedzie auto. Machamy ręką. Może weźmie jednego z nas. Wróci on Karawanem. Auto dostawcze bierze nas wszystkich. W Mucznym idziemy na pstrąga do Wilczej Jamy. Pani Basia podaje szkło mimo, ze nie wolno wnosić i spożywać swojego alkoholu. Ja przynoszę z karawanu pamiątkę z Lwowa i polewam. Oni wódeczkę ja soczek i czas jakoś leci. Degustujemy jeszcze naleśnik na słodko, naleśnik na ostro i placek ziemniaczany. Wszystko po jednej sztuce na stół, ale z czterema widelcami. Sławek jako znawca potraw mącznych stwierdził, że na ostro jest O.K.. na słodko jest do przyjęcia a placek ziemniaczany ma za mało jajka. Odwożę towarzystwo do Średniej Wsi i jadę do Renatki
[quote="bertrand236"]
Siedzę w hotelu w Lublinie [/quote
jestes aż takim fanem komputera i internetu czy tez tylko niektórych stron?] :wink:
No naśmieciliśmy Ci tu trochę - to fakt, ale dzięki temu zamieszaniu masz za friko przewodnika do miejsca, które tak bardzo chcesz zobaczyć :) , nie to co ja - musiałam liczyć brody, potoki, porządnie zapoznać się z mapą itd :)
Więc jak widac nie ma złego, żeby na dobre nie wyszło.
Życzę dużo, dużo wody w potoku i niech wodospadzik głośno szumi.
tere fere - to tylko prognoza.
A ona sprawdziła się tak sobie. ona sprawdziła się dokładnie - doświadczyłem na własnej skórze - a poza tym Ciebie wtedy nie było w Bieszczadach podobno więc się w temacie pogody nie wypowiadaj :)
nie to co ja - musiałam liczyć brody, potoki, porządnie zapoznać się z mapą itd przecież nie jesteś blondynką? chyba się nie farbujesz? wodospad jest zaznaczony na mapie tak dokładnie, że nie trafić do niego jest dużą sztuką :lol:
no ale trafiłam przecież
no ale trafiłam przecież czyli nie jestes blondynką :lol:
Ooo widzę, że ktoś zasłonił czymś to górne okienko w chatce. To dobrze, tylko szkoda że tak poźno i musiałem najeść się strachu jak wchodziło tamtedy jakieś "Złe" i uganiało się za taśkami ;-)
No ale lepiej późno niż wcale ;-)
21 sierpień
Niedziela. Wolne od zabiegów. Pogoda nie najlepsza. Do obiadu odpoczynek. Po obiadku wyjeżdżamy do Horodła. Droga na Wersal pożal się Boże. Niech starczy za cały opis informacja jaką uzyskałem na jej temat od Pani, która robi mi zabiegi w sanatorium. Otóż ta Pani mieszka w Zawozie. Autobus z Polańczyka do Zawozu jedzie przez Werlas. Ci, co znają te okolice wiedzą, że autobus skręca w Sawkowczyku na Werlas, następnie ma przystanek na krzyżówce do Zawozu ale jedzie prosto na Werlas, potem wraca do tej samej krzyżówki i jedzie do Zawozu. Otóż rzeczona Pani wysiada na tejże krzyżówce i czeka na autobus na przystanku, aż on wróci z Werlasu wsiada do niego i jedzie do Zawozu do domu. Dlaczego nie jedzie przez Werlas? Bo droga taka wyboista, ze lepiej nie pytać. Szkoda zdrowia tłuc się wtewte i wewte. Jedziemy ta droga prawie do Werlas. Tuz przed nim odbija droga w prawo. Tam też się kierujemy. Po jakimś czasie odbija szutrowa droga w prawo. Przy tej drodze, przed szlabanem zostawiamy Karawan. Dalej pieszo. Można by jechać ta drogą szutrową dalej ale wiem, ze czasami złośliwi ludzie /a może nie chca zbyt dużego ruchu samochodowego/ zakluczają szlaban. Najpierw delikatnie pod górę, a potem w dól schodzimy do miejsca wypału węgla grillowego. Kawałek dalej po prawej stronie drogi mały domek w którym mieszka chyba małżeństwo wypalające ten węgiel. Widzieliśmy ludzi płci obojga. Zaraz za ich domem odbija w prawo ścieżka-droga? Skręcamy w nią. Po krótkiej chwili dochodzimy do starego cmentarza w Horodłu. Według mapy jest tu również miejsce po cerkwi ale na tyle trudne do odnalezienia, że go nie znaleźliśmy. Wróciliśmy do drogi poszliśmy dalej. Po około 20 minutach dochodzi się do dosyć dziwnego miejsca. Na drodze jest brama. Za brama droga prowadzi do okazałej rezydencji. My przed brama skręcamy w prawo i idziemy jak prowadzi droga. Następnie na skos przez łąkę. Znajdujemy wąska ścieżkę i po chwili jesteśmy przy pustelni Julka. Gospodarz nie ma. Siadamy na „tarasie” i czekamy. Na dole przy brzegu po drugiej stronie wody stoi dosyc duża łódź motorowa/ jak to się ma do przepisów?/ i słychać ludzi. Po dziesięciu minutach łódź odpływa, a na brzegu zostaje jedna postać. Postać ta po małej chwili zdejmuje z siebie całe przyodzianie i wchodzi w zarośla. Już wiem, ze jest to Julek. Zaczynam go nawoływać. Po chwili wychodzi z zarośli lekko ubrany. Przedstawiam się i proszę go o chwile rozmowy. Każe na siebie poczekać. Po około 15 minutach przychodzi do nas. Jest ubrany, ku radości Renatki. Miała bidula strach, ze będzie musiała rozmawiać z golusieńkim facetem. Jest nie tylko ubrany ale również na wszelki wypadek uzbrojony w siekierę. Zaprasza nas na „taras”. Proszę Go o wpis do książki przy rozdziale opisującym jego osobę. Myślałem, że użyje swojej siekiery. Odmowa była bardzo gwałtowna. Dało się odczuć, że Julek nie darzy sympatia Andrzeja Potockiego autora książki. Stwierdził, że książke tą należy nak najszybciej spalić tak jak kiedyś spalił książkę komunistycznego Ministra oświaty i Wychowania niejakiego Kuberskiego. /ministrował w latach 60. to dla tych, co tego nie pamiętają/. Nie chce się podpisać to nie. Nie będę go zmuszał zwłaszcza, że ma siekierę. Pogadaliśmy o życiu jakieś 45 minut. Zamierzamy odejść. Julek wręcza nam pocztówke ze swoim wizerunkiem na tle pustelni i ją podpisuje. Przy okazji mam okazję zerknąć do środka pustelni. Ogólnie rzecz ujmując można powiedzieć, że brakuje w tym gospodarstwie kobiecej ręki. Nie jest tak czysto jak w chatce koło Baligrodu ale tam przecież sprzata Anyczka… Julek delikatnie daje do zrozumienia, że należy się jakiś datek za rozmowę i pocztówkę. Dostaje. A co? Stać mnie… jak odchodzimy to przychodzi dwóch nowych gości. Sa to miejscowi ludzie. Jesteśmy przekonani, że mają ze sobą flaszeczkę jakąś. W drodze powrotnej oglądamy z daleka rezydencję, która stoi w Horodłu. Julek stwierdził, że zamieszkują tam ludzcy Państwo. Wracamy spokojnie do KARAWANU. Dobrze, że nie przejechaliśmy szlabanu, bo jest zamknięty. Jedziemy do Zawozu. Odwiedzamy Danusię i Krzysztofa Markuców, u których kilka razy mieszkaliśmy na agroturystyce. Jesteśmy przyjęci jak dobrzy znajomi. Widać, że się ucieszyli na nasz widok. Przy flaszeczce, która postawił na stół Krzysztof opowiadamy o sobie i swoich najbliższych. Są zadowoleni i szczęśliwi, bo ich dzieci zdały maturę. Córka teraz będzie studiować, a syn idzie do szkoły mundurowej. Robi się ciemno. Musimy wracać do Polańczyka.
Ogólnie rzecz ujmując można powiedzieć, że brakuje w tym gospodarstwie kobiecej ręki. Nie jest tak czysto jak w chatce koło Baligrodu ale tam przecież sprzata Anyczka… :lol: :mrgreen: :lol: ...apropos sprzątania koło Baligrodu...ktoś obiecał mostek, remont, jakieś deski trzeba przybić koło kominka, miały być prycze...i co? :twisted: :twisted: ....ja sie wcale nie czepiam :wink: , tylko delikatnie naruszam styrane sumienie :wink: :twisted: ...może w końcu sie jakoś wszyscy zbierzemy i coś poremontujemy przed zimą???
Według mapy jest tu również miejsce po cerkwi ale na tyle trudne do odnalezienia, że go nie znaleźliśmy. jest bardzo czytelne - z tym ze byłem tam w listopadzie i nie miałem problemów z jego umiejscowieniem
pozdr.
To znaczy, że muszę tam pójść jeszcze raz. I wyobraź sobie, że bardzo się z tego cieszę. :lol: :lol: :lol: Mam takie coś w sobie, że lubię byc w Bieszczadzie. Nawet jeżeli jest to dajmy na to 13 godzin.
Pozdrawiam
To znaczy, że muszę tam pójść jeszcze raz cerkwisko jest po prawej jak idziesz od strony zalewu - nieco wczesniej niz cmentarz - cmentarz jest ok 100 - 200 m wyzej po lewej stronie drogi
Dzięki Dobry Człowieku! Pamietaj też o książce :wink:
pozdrawiam
Rano leje. W południe postanawiamy, że spróbujemy znaleźć chatkę, której bardzo przybliżone namiary dał mi Jabol. :D Ma ona znajdować się gdzieś na północ od Markowskiej. No to wsiadamy do Karawanu i jedziemy do Baligrodu. Jedziemy naokoło, to znaczy przez Hoczew. Za Stężnicą zatrzymuje nas autostopowicz. Oczywiście zabieramy gościa. Jest dziwnie ubrany jak na turystę :?: . Po chwili rozmowy okazuje się, że jest to student odbywający tu praktyki. Studiuje na AR w Poznaniu :D . Odwozimy go do miejsca biwakowego. Niech krajan ma bliżej. Wracamy do wypału. Zostawiamy Karawan na poboczu i idziemy w las. Wydaje nam się, że sprawa jest prosta. Niestety tylko się nam tak wydaje. Idąc po strasznym błocie więcej uwagi zwracamy na to, żeby się nie przewrócić niż na cokolwiek innego :shock: . W końcu błoto się kończy. Ścieżka nas prowadzi w dół. Jedna polana nic, druga polana i nic. Jedynym pożytkiem z tych poszukiwań póki co są maliny. Jest ich dużo i są bardzo słodkie :D . Od czasu do czasu zostawiam Renatke na ścieżce, a sam wchodzę w krzaczory, żeby tam poszukać ewentualnej chatki. Oprócz nadwerężenia spodni nic więcej nie wskórałem :? . Po trzech godzinach szlajania się po lesie postanawiamy wracać. Renatka jest pełna obaw, czy trafimy do karawanu. Jak już zauważyła nasze ślady w błocie to była już bardzo zadowolona. Jeszcze tylko przebrnąć przez to straszne błoto i już jesteśmy na drodze. Postanowiłem zasięgnąć języka na temat chatki u gości pracujących przy wypale. Piwko wyjęte z bagażnika szybko przełamało lody :D . Niestety informacja, którą uzyskałem jest mniej więcej taka: Nic nie wiemy na temat chatki. Jeżeli jakakolwiek jest to jest tam a tam ale jej tam nie ma. Prawda, że jasno i przejrzyście :lol: ? Wsiadamy do Karawanu i tu nachodzi mnie refleksja: czy da się go kiedykolwiek doczyścić? :shock: :?: Jedziemy do Bereźnicy Wyżnej. Z tamtąd do Berezki. Na skrzyżowaniu jest sklep. Tam postój. Kiełbacha, buła i piwo zastąpiły nam obiad :P . Wracamy do Polańczyka. Przed sanatorium zdejmujemy buty i boso wchodzimy do środka. Wzbudza to ogólną sensację :shock: ale podbijamy tym serce pani sprzątaczki. Po kolacji tradycyjne piwko u Pana Leszka. Postanawiam znaleźć tą chatkę za wszelką cenę. Jutro wybieram się tam sam ale od drugiej strony.
Jak ja Ci zazdroszczę bertrand..Ale ostatnia podróz w Bieszczdy zajęła mi 14 godz.-nie ma szans na krótki wypad:(.
Pieknie tam jesienią-prawda?
Pozdrawiam.
pięknie...
pięknie... Nie wiem co masz na myśli?
23 sierpień.
Się zawziąłem. :evil: Jadę jeszcze raz tam gdzie byłem wczoraj z Renatką. Jak Jabol powiedział, że tam cos musi być, to musi być. :!: Złaziłem górę i las dosyć dokładnie. Chatki nie ma. :( Dzwonie do Jabola, co by dał mi jakieś dokładniejsze wskazówki. Niestety Jabol jest poza zasięgiem. :evil: Łażę dalej. Znalazłem na jednej polance arkusz przerdzewiałej blachy zawieszony na drzewie :shock: . Umordowałem się w tych krzaczorach i trawach jak rzadko. Postanawiam jeszcze trochę połazić po okolicy. Okolica jest piękna, czasu mam dużo to łażę :lol: . Miejsce jest o tyle fajne, że nikogo tam nie spotkałem. Wracam tym razem przez Baligród do Renatki. Nawet zdążyłem na kolację. Mam już plan na dzień następny. :idea:
Pozdrawiam
24 sierpień
Zawziąłem się :D . Znajdę ta pieprzoną chatkę :!: . Zaraz po zabiegach jeszcze przed obiadem Renatka zawozi mnie do Żernicy Wyżnej. Po prostu pójdę od dołu. Muszę jakoś trafić. Pomimo, że pada drobny deszczyk jedziemy. Po drodze w Żernicy Niżnej mijamy po lewej stronie drogi kaplicę, albo coś co tak wygląda. Jedziemy dalej. Droga się kończy. Dalej jest nieprzejezdna przynajmniej dla karawanu. To skutek pamiętnej burzy. Wysiadam i idę dalej pieszo. Umawiam się z Renatką, że zadzwonię do niej i przyjedzie po mnie do miejsca, gdzie wypala się węgiel. Przy drodze po lewej stronie drogi stoi murowana cerkiew, albo to co z niej zostało. Wchodzę do środka. Można zauważyć, że trwały tu jakieś prace remontowe. Prace te polegały na zabezpieczeniu cerkwi przed całkowitą ruiną. Zabezpieczono przede wszystkim dach. Na ścianach są przepiękne malowidła. Niestety jest tak ciemno, że nie zawsze potrafiłem na nie trafnie wycelować obiektywu aparatu :D . Wychodzę końcu z cerkwi.
Deszcz pada mocniej :evil: . Renatka dzwoni z pytaniem, czy może ma się po mnie wrócić. Zawziąłem się i idę dalej :D . Dochodzę do retort. Nieczynne. Skręcam w prawo na łąki. Już po chwili spodnie mam mokre :( . Łąki są prześliczne, deszcz przestaje padać. :D Po lewej stronie ścieżki stoi ambona. Znowu nachodzą mnie wątpliwości, co do celowości strzelania do zwierzyny. Na ścieżce jest wysypana przynęta dla zwierząt. Chyba chodzi o to, żeby je przyzwyczaić do tego, że ona tu jest, a potem do niej strzelać. Może to nieładne, ale popsułem szyki myśliwym. Przynęta została troche porozrzucana. :? Nie spiesząc się podchodzę do ściany lasu. Ścieżka sama prowadzi. Co chwilę schodzę ze ścieżki to w prawo, to w lewo. :shock: Niestety chatki nie ma :( . Ścieżka niezbyt stromo, ale stale wiedzie pod górę. W pewnym momencie znajduję polanę na której byłem wczoraj. Poznaję po arkuszu blachy na drzewie :D . Dzwonie do Jabola. Jabol odebrał telefon, o dziwo był w zasięgu telefonii komórkowej. Na moje pytanie o bardziej dokładne wskazówki co do lokalizacji chatki. I wtedy szok :o . Jabol nie ma pewności, czy chatka tam w ogóle jest :shock: . Ja miałem po prostu to sprawdzić. Myślałem wtedy, że pogryzę telefon. Trzeci dzień szukam chatki, której prawdopodobnie nie ma. Oj Jabol, tylko dzięki wrodzonej uprzejmości i grzeczności bez złośliwości zakończyłem tą rozmowę. :evil: :evil: :evil: Po chwili pomyślałem :idea: , że przecież najważniejsze nie jest znalezienie czegokolwiek w Bieszczadzie. Najważniejsze jest tam przebywanie :D , wędrowanie :D i obcowanie ze wszystkim, co tam jest :D . I już miałem ochote na wspólne piwo z Jabolem :lol: . Szedłem pod górę. Pod koniec po znanym mi już dobrze błocie. Wychodzę na drogę. Dzwonię do Renatki, że żyę, i że może po mnie przyjechać. Ide jej naprzeciw. Po drodze w trawie czyszczę buty z błota. Słyszę odgłos silnika :) . Jedzie z tej strony co ja przyszedłem. Może… :?: Po chwili macham ręką i śliczne auto terenowe się zatrzymuje :!: . W środku para w kwiecie wieku, czyli mniej więcej moi rówieśnicy. Pytają, dokąd mogą mnie podwieźć. Odpowiadam, że do Baligrodu. I w tak komfortowych warunkach podążam na spotkanie żony :D . Właściciel auta mieszka w Żereźnicy Wyżnej. Jest myśliwym. Opowiada o tym jakie to miłe zajęcie być myśliwym. Nie zgadzam się z nim ale nie oponuję. Lepiej jechać niż iść. :D Na krzyżówce mnie wysadzają i zapraszają do siebie na kawę. Oni jadą w kierunku Cisnej, a ja idę do centrum Baligrodu. Zatrzymuję się w karczmie, dzwonię do Renatki i czekam na nią przy piwie. :lol:
A co to za "Domek" ?
Zawziąłem się . Znajdę ta pieprzoną chatkę ale uparty... :wink: ..szacunek :mrgreen: :lol:
Myślałem wtedy, że pogryzę telefon. :lol: :lol: ...smacznego :wink:
A co to za "Domek" ? Byłem ciekaw kto o to zapyta. :lol: To jest domek, który stoi obok retort, jest zamknięty na kłódkę, a prawdopodobnie użytkowują go robotnicy trudniący się wypalaniem węgla drzewnego.
Pozdrawiam
Jeszcze nie dopiłem piwa, a już widzę karawan. Nadjechała Renatka. Przywiozła mi mięsko z obiadu włożone pomiędzy dwa kawałki chleba :D . Zjadam powoli i opowiadam jej jak było :P . Po chwili Renatka pyta mnie dokąd teraz jedziemy :?: . Nic nie odpowiadam ale mam pomysła :idea: . Jedziemy w kierunku centrum Baligrodu. Po drodze mijamy cerkiew. Drzwi są otwarte. :shock: No to my dajemy po hamulcach. Zatrzymujemy się na rynku i idziemy do cerkwi. Tyle razy byliśmy w Bieszczadzie i nigdy nie byliśmy w środku :( . Po wejściu od razu widać, :roll: że trwają tam jakieś prace remontowe. Jest rusztowanie, ale ludzi pracujących nie ma :( . Oprócz nas w środku są też przypadkowi ludzie. Jestem lekko podłamany. Po prostu zdaję sobie sprawę z tego ile pracy wymaga przywrócenie cerkwi do dawnej świetności. Nie zdaję sobie sprawy z tego ile kasy potrzeba, aby ta pracę wykonać. Nie wyobrażam sobie, kiedy te prace zostaną ukończone. Jesteśmy za to bardzo zadowoleni, ponieważ chyba niewiele osób było w tej cerkwi. Mieliśmy szczęście. :D
Kurcze Bertrand - zazdroszczę Ci. Ja myślałem, że ta cerkiew popada w ruinę, bo z zewnątrz nie prezentuje sie zbyt zachecająco. A tu prosze - wśrodku coś robię, zatem jest szansa że kiedyś skończą. I dobrze.
Lubię bardzo kiedy wątek żyje i się rozwija. Bardzo cenię sobie wszystkie Wasze uwagi dotyczące mojego pobytu w Bieszczadzie. Uwagi te są czasami wprowadzane w życie bardzo szybko. Np. już byłem nad wodospadem Czartów Młyn. Nieśmiało ośmielam się jednak przypomnieć wszystkim tym, którym jest bliski los cerkwi, cmentarzy i tym podobnych miejsc,że ostatnio Forum zostało bardzo rozbudowane i tego typu dyskusje mozna by przenieść np. na Bieszczady praktycznie lub Dyskusje o Bieszczadach. Wydaje mi się, że nie wszyscy czytelnicy Forum zaglądaja do relacji, a raczej wszyscy do dwóch podanych wyżej. Nie żebym Was wypieprzał stąd ale...
Pozdrawiam wszystkich
Po wyjściu z cerkwi kierujemy się Karawanem na Mchawę. Stamtąd na Kiełczawę. Droga niczego sobie. Nie tak dobra jak na obwodnicy, ale daje się przejechać bez problemu. Po drodze odwiedzamy cmentarz i miejsce po cerkwi w Kiełczawie. Na skrzyżowaniu skręcamy. Droga robi się coraz gorsza :( . Jedziemy wzdłuż potoku. W pewnym miejscu zostawiamy karawan i idziemy w lewo drogą z płyt betonowych :) . Droga ta prowadzi niezbyt stromo pod górę. Po drodze stwierdzam, że jej stan jest na tyle dobry że można było nią jechać. Ale co tam idziemy sobie spacerkiem. Po drodze po prawej stronie mijamy pasiekę. Dochodzimy do miejsca, gdzie ktoś sobie wybudował bardzo ładny domek :shock: . Aż mnie przymurowało. Musi to być jakiś letniak, bo zimą bez potężnego pługa to sobie nie wyobrażam. Zrobiło się bardzo ciepło. Dochodzimy do miejsca gdzie od głównej drogi odbija boczna w prawo. Renatka zostaje na skrzyżowaniu, a ja idę znowu po płytach betonowych tym razem dosyć mocno pod górę. Patrząc pod nogi zauważam dosyć ciekawą rzecz. Na płytach betonowych gdzieniegdzie leży porozrzucany gruz. Wyraźnie widać tynk ze ścian wewnętrznych, po pomalowany na kolor seledynowy. Komu u diabła chciało się w takie miejsce wywozić gruz i w jakim celu :?: . Nie znajduję odpowiedzi na to pytanie. Wychodzę na górę i.. klękajcie narody :o :shock: . Widok, jaki się przede mną roztacza zapiera mi dech w piersiach. Przede mną na pierwszym planie Suliła, którą mi kiedyś rekomendował Jabol. A aparat u Renatki… :oops: Postałem trochę na górze pokręciłem się wokół swojego kręgosłupa, nacieszyłem oczy i wracam do żonki. W połowie drogi znowu zdziwienie. Wyprzedza mnie paluszek pełen ludzi. A u góry nie było go widać. Nic to. Po chwili wyprzedza mnie auto terenowe. Kurcze ta droga jest naprawdę bardzo ruchliwa :D . Dochodzę do żony. Siedzi bidula na pniu drzewa i się opala. Idziemy dalej drogą, którą tu przyszliśmy. Dochodzimy do miejsca w którym kiedyś była cerkiew w Kamionkach. Miejsce piękne, krzaczory bardzo duże. Pomału wracamy do karawanu. Po drodze wyprzedza nas Golf pełen ludzi. Koniec świata a ruch jak na A 2 :D :D . Dochodzimy do auta. Postanawiam jechać dalej wbrew opinii Renatki. Droga dobra dla auta terenowego a nie dla Karawanów. Znak zakaz ruchu. Krótka chwila wahania i decyzja. Jadę dalej :oops: :oops: . Może nikt mnie nie zaczepi :D . Przejeżdżam obok bardzo uroczego miejsca. Po obu stronach drogi są pasieki. Miejsca zacne nawet baraki są w których od biedy można by się przenocować. Są pozakluczane ale nie wszystkie…
Jadę dalej, droga wąska i piekielnie dziurawa. :evil: Naprawdę piszę o tym żeby nikomu po mnie nie przyszła ochota tamtędy jechać autem osobowym. :shock: Po pewnym czasie droga zaczyna opadać w dół. Znaczy to, że już nie powinno być gorzej /jeżeli w ogóle może być jeszcze gorzej/ :twisted: . Zatrzymujemy się w znajomym na miejscu. Jest przepięknie. Jedziemy dalej. Skręcamy w sobie tylko wiadomym miejscu w prawo. Po kilku minutach zatrzymuję karawan. Jeszcze kilka minut marszu i jestem tam gdzie chciałem. Stoi chatka :shock: :D . Otwieram drzwi i okiennice. Szok :o :shock: . Jest nowe okno. Jest nowa półka. Otwieram zeszyt i wszystko jasne. Darczyńcą jest Harnaś :D :D . Fotka i wracam do karawanu. Jadę do cywilizacji bo już robi się ciemno. W bramie cywilizacji spotykam, no kogo? Oczywiście Jabola :lol: . Pomyka swoim łajt lajtingiem do chatki. Uprzedzam go, że pomimo, że tego nie widać w otworze okiennym jest nowe okno z czystą szybą. Niech się nie wychyla, bo zbije taką nówkę :lol: . Rozjeżdżamy się. I to by było na tyle. Acha nie zdążyliśmy oczywiście na kolację więc poszliśmy do pana Leszka na kwaśnicę. Pychota… :roll: :roll:
Nieśmiało ośmielam się jednak przypomnieć wszystkim tym, którym jest bliski los cerkwi, cmentarzy i tym podobnych miejsc,że ostatnio Forum zostało bardzo rozbudowane i tego typu dyskusje mozna by przenieść Zgadzam się. Masz rację bertrand. Ze swej strony przepraszam za zamieszanie i obiecuję poprawę. Nie bedę miał nic naprzeciw jeśli admin usunie lub przeniesie moje posty.
Nie żebym Was wypieprzał stąd ale... Mówisz - masz. Posty przeniesione. Wreszcie ktoś zaczyna zwracać uwage na porządek. Tak trzymać :)
Ogłaszam przerwę w relacji przynajmniej do 17 października. Tak wyszło.. Może Jabol się zjawi i Wam coś skrobnie :D
pozdrawiam
Pozdrowienia z Kopenhagi dla Ciebie i wszystkich Forumowiczów od Bertranda i Renatki
Taki smsik dostałam od Bertranda, wiec przekazuje :lol: :lol: Jak wróci to cosik skrobnie :D
Pozdrowienia z Kopenhagi dla Ciebie i wszystkich Forumowiczów od Bertranda i Renatki :D :D
Wróciłem z wojaży skandynawskich. He,He! :lol: Mógłbym napisać relacje 22 godziny w Szwecji i w Danii. :lol: A Kopenhaga jest ładna, nie tak ładna może jak Anyczkogród ale zawsze. :D Ale wracam do tematu.
25 sierpnia była piękna pogoda. :shock:
Nie chciało nam się łazić, więc do obiadu laba :oops: . Słoneczko, leżaczek i takie tam :D . Po obiedzie nagle dzwoni telefon. :?: Okazuje się, że to Jabol się za nami stęsknił :D . Widocznie zaczęła mu doskwierać samotność. Łazi po krzaczorach i nic, tylko rysuje mapy. A gęby nie ma do kogo otworzyć. Zresztą jak sami czytaliście jego relacje to wiecie, że rozmawia z bykami i kłóci się z nimi o terytorium :wink: . Jest u Pana Leszka i czeka na nas. No to idziemy. Chwila rozmowy, jakieś piwko, jakaś kawka. Jabolowi nie chce się siedzieć w Polańczyka wśród tłumu ludzi. Proponuje krótką wycieczkę. Zgadzamy się na jego propozycję ochoczo :D . Jedziemy do kamieniołomu w Bóbrce. Podwozi nas do Solinki cobyśmy zabrali Karawan i nim pojechali. On pojedzie dalej do pracy /muszę tak pisać, bo może barszczu to przeczytać i będzie po premii :wink: :D /. Renatka stwierdza, że z Karawanu uszło powietrze :shock: . Trza przesunąć w czasie wycieczkę i pojechać do zakładu napraw gumowych laczków samochodowych zwanego potocznie warsztatem wulkanizacyjnym. Szczęście, że przypomniałem sobie :idea: , że takowy jest właśnie w Bóbrce. No to jedziemy do fachowca.
Teraz uwaga do Barszcza :!: . Podoba mi się mapa Ruthenusa, jest naniesione na nią wiele szczegółów. Czy wydawnictwo nie mogłoby pomyśleć o zmotoryzowanych turystach i nanieść na mapę różne warstaty. /Jak odpowie to znaczy, że czyta moją relację :D :D /
Fachowiec uporał się bardzo sprawnie z blachowkrętem, który znalazł się w mojej oponie. Powiem więcej poradził sobie nawet z dziurą, jaki po sobie ten kawałek metalu zostawił. Skasował nie za dużo. Polecam. No to podjechaliśmy pod kamieniołom. Parę razy tamtędy przejechałem ale nigdy nie wpadłem na to, żeby włazić do góry. Ścieżka wiedzie zakosami do góry. Dwa razy przecina kamieniołom, żeby ostatecznie wyprowadzić nas na górę. Przed ostatnim podejściem Renatka mówi pas :( . Jest dosyć stromo, a oprócz tego błotniście. Boi się, że upadnie, a krzyże ma wciąż nie wyleczone, lecz ździebko podleczone :( . Idziemy do góry sami z Jabolem. On na skróty to i ja na skróty :D . Po chwili jesteśmy na górze. Dzięki Ci Jabolu :!: . Sam bym tu nie przyszedł, a teraz widzę, że warto było. Siadamy sobie za barierkami i kontemplujemy widok. A widok jest przedni.
I tu od Jabola usłyszałem stwierdzenie, które bardzo mi się spodobało. A brzmiało to mniej więcej tak :!: /o ile mnie pamięć nie myli/ „Widzisz Bertrandzie jak tak sobie siedzę tu na górze i tak patrzę sobie przed siebie i w oddali widzę jakąś górę, to tak sobie myślę, że z tej góry też jest fajny widok i że trzeba iść, wejść na nią i popatrzeć sobie” Prawda, że to stwierdzenie jest kapitalne. :!: Tak sobie siedząc pogadaliśmy o życiu, górach i o braku piwa w tej chwili :D . W pewnym momencie zrobiło nam się żal Renatki, która na nas czekała trochę niżej i postanowiliśmy schodzić. Jabol chciał znowu na skróty ale ja się nie zgodziłem. Zbyt stromo jak dla mnie i zbyt ślisko. Idziemy, więc drogą. W pewnym momencie Ziemia wstała i uderzyła mnie w tyłek :D :D . Podniosłem się szybko, a Ziemia znów była na swoim miejscu :D . Jabol pogratulował mi delikatnego upadku i szybkiego powstania. Powiedział, że bardzo zgrabnie to zrobiłem. Po chwili byliśmy już przy Renatce. Wspólnie zeszliśmy do naszych pojazdów i się rozjechaliśmy :( . My do Polańczyka, a Jabol jak się nam wydawało do byków i innej zwierzyny. Po jakimś czasie dzwonię do niego, co by mu podziękować za miłą wycieczkę a on mówi, że jest w Polańczyku. Siedzi z Barszczem. Gdzie? Oczywiście u Pana Leszka w Stanicy. Podchodzę do nich, bo mam olbrzymią ochotę poznać gościa, który od czasu do czasu pisuje na forum i z którym byłem umówiony na wnoszenie piwa do jakiejś chatki w okolicy Mucznego. On na tej imprezie był, a ja nie. Cóż z Krosna bliżej niż z Pyrlandi :( :D i. Jako się rzekło poszedłem i wypiłem dobre piwo w jeszcze lepszym towarzystwie i tak oto skończył się kolejny dzień w Bieszczadzie… tak sobie myśle, że piszac tą relację zarobiłem na piwo i musze też postawić dobrą kawę. Myślę, ze Ci których to dotyczy wiedzą o co chodzi. Reszta niech zostanie milczeniem... :oops: :D
Siadamy sobie za barierkami i kontemplujemy widok. A widok jest przedni. hehe :lol: Ja nie plułem ani kątem ani na wprost :lol: Widok był przedni, bo z tyłu był lasek sosnowy...Uwielbiam sie bawic słowami :wink: fajnie sobie tak z ranka powspominac mile chwile...
26 sierpień
Po śniadaniu i po zabiegach jedziemy do Leska. po drodze odwiedzamy Weremień. ogladamy szybowisko i nieczynny w dniu dzisiejszym samolot. pogoda jest do ... barowa. Po krótkim spacerku odjeżdzamy. Byłem umówiony w Lesku z panem Kusalem. Obiecał mi podpis w swojej książce „Zapomniane Bieszczady”. Przemiły jegomość :) . Wpisał się do książki . jedziemy w kierunku na Zagórz. W planie mam sprawdzenie, cóż to się kryje na górze oznaczonej numerem 610. Mapa Ruthenusa i Jabol twierdzą, że tam jest coś. Po drodze do Zagórza łapie mnie Jabol telefonicznie :lol: . Proponuje inną wycieczkę :idea: . Okazuje się, że tez w stronach w które jadę. Nigdy nie przewiozłem się na pomysłach Jabola, więc zmieniam plany. Co mi tam. W Tarnawie Dolnej na przystanku PKS zatrzymuje mnie młody człowiek. Chce się zabrać do Komańczy. Mówię, że tak daleko teraz nie jedziemy ale jak ma ochotę to proszę. Wtedy okazuje się, że na przystanku są dwie osoby. Z racji tego, że miałem w Karawanie bardzo artystyczny nieład :oops: odpowiadam, że zabiorę tylko jedną osobę :oops: . Młodzieniec rezygnuje z jazdy na korzyść starszej pani :!: . Jedzie ona z nami do Rzepedzi. Wyszła ze szpitala i wraca do domu. Po drodze usta jej się nie zamykają ale dzięki temu dowiedziałem się paru ciekawych informacji na temat kilku cerkw :shock: i. Zostawiamy ja w Rzepedzi iwracamy tą sama drogą w stronę Szczawnego. Żeby sprawdzić to, o co prosił mnie Jabol trzeba znaleźć się po drugiej stronie Osławy :o Okazuje się, że jest to problem :!: . Trzeba przejść na drugą stronę po betonowych płytach robiących w tym miejscu za brud. Ochoczo zdejmujemy buty, podciągamy nogawki i w drogę :D . Wchodzę pierwszy do wody. Pierwsza płyta. Coś mi mówi, że nie jest dobrze :( . Druga płyta. Jest cała w zielonych glonach albo innych zielonych różnościach :D . Trzecia płyta. Robię jakieś mało skoordynowane ruchy co by utrzymać równowagę :D . Nie mówię, że mi się nie udało :D . A co? Udało mi się :!: . Czwartej płyty nie ryzykuję. Wracam do Renatki. Chodzimy jak lwy na brzegu :twisted: . 100 m wtewte, 100 m wewte. Wszędzie woda, dosyć głęboko. Myślę, że mógłbym sobie zamoczyć… no dobra nie będę pisał co. :lol: Wracamy do punktu wyjścia. Zastanawiam się, czy nie forsować tej przeszkody wodnej Karawanem. Renatka bardzo gwałtownie oponuje :twisted: . Nagle nadjeżdża Polonez truck. Będzie się przeprawiał. Z drżeniem serca obserwuje jak mu idzie, a raczej jedzie. Jak mu pojedzie płynnie to przecież… Nagle jak nie pierdut :shock: . Prawie po drugiej stronie rzeki brakuje chyba jednej płyty :!: . Kierowca wcale się tym nie przejął. Polonez bez wątpienia musiał być służbowy :D . Karawan tego by nie pokonał. Wsiadamy do Karawanu i jak niepyszni odjeżdżamy. Wracamy do naszego planu. :idea: Góra 610. W Rzepedzi skręcamy w prawo. Jedziemy wąską asfaltową drogą. Po drodze mijamy śliczną cerkiew. Asfalt się kończy. :( Jedziemy dalej drogą szutrową. Po drodze mijamy kilka przydrożnych krzyży :roll: . Zostawiamy karawan przy ostatnim domu. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. I miałem jak się później okazało rację. Pytam się gospodarzy, czy mogę tu zostawić auto. Nie mieli przeciwwskazań. Nagle Renatka stanęła i pokazuje mi coś. Tym czymś była kura. Wtedy jeszcze kury mogły bez ograniczeń poruszać się po całych Bieszczadach. Teraz musza być zamknięte :( . A tak swoją droga ciekaw jestem, czu strusie w Szczelinach są zamknięte :?: :?: . Otóż ta rzeczona kura na naszych oczach pożerała węża :shock: . Nie był to jakiś boa, a mały wężyk ale zawsze :D . Poza tym życie z niego uszło ciut wcześniej. Przekraczamy potok, potem idziemy przez zdziczały mały sad. Droga polna. Prowadzi nas prosto do celu. Po lewej stronie ładne łąki na zboczu Rożynkarni. Nagle wyłania się przed nami dom letniak, który stawia dwóch mężczyzn. Pozdrawiamy się i nie przeszkadzamy sobie wiecej. Oni wiedzą co maja robić i my też. :wink: Droga robi się coraz bardziej błotnista. Trzeba mocno uważać i patrzeć pod nogi, żeby nie zapaść się powyżej kostki. Dochodzimy do lasu. Przekraczamy potok i stajemy przed trudnym wyborem. :?: Pod góre prowadzi wiele rozjeżdżonych dróg. Stwierdzam, że wszystkie prowadza do góry. Wybieramy jedną z nich i idziemy. Błoto jest straszne. Za każdym razem kiedy podnoszę nogę do góry słyszę takie śśśluuup. Nagle znowu coś nas zaskoczyło. Na drzewach namalowane sa brązowe strzałki kierunkowe :shock: . Są równe. Ktoś używał szablonu kiedy je malował. Może ktoś z Was wie, co one znaczą?? :?: . Mozolnie pniemy się pod górę. Dochodzimy do ładnej polany. Tu rozglądamy się dokładnie. Tak nam się wydawało przynajmniej. Ani wiaty, ani chatki. Nic… I :( dziemy dalej pod górę. Wychodzimy na przełęcz. Miejsce ładne. Nie jestem pewien ale wydaje mi się, że jest tam pełno śladów po okopach. To uwaga dla Doczu /Docza? Doczego?Cholerka jak to się odmienia? :lol: :lol: / Może tam coś znajdziecie jak wasza wyprawa dojdzie do skutku. Idziemy w prawo. Strzałki nadal nas prowadzą. Po około pól godziny wracamy. Musimy. Następny punkt naszego planu to zwiedzenie cerkwi prawosławnej w Komańczy. Wiemy dokładnie o której będzie ona otwarta. Przez wcześniej opisane błota i łąki dochodzimy do auta. Jedziemy do Komańczy. Dojeżdżamy do Komańczy zostawiamy karawan przy drodze i idziemy do cerkwi. Jeszcze jest zamknięta. Nic to poczekamy…
Siedzimy sobie grzecznie na ławeczce przed cerkwią Opieki Najświętszej Marii Panny zbudowanej w roku 1805. Nagle pod samą bramę podjeżdża samochód. Wysiadają starsi ludzie i rozwydrzone dzieci w wieku 5-7 lat. Dzieci były naprawdę bardzo hałaśliwe :twisted: . Nie zostały przez starszych skarcone ani razu, pomimo tego, że znajdowaliśmy się na terenie otaczającym cerkiew :o . Starsi pytają nas, czy wiemy, kiedy można wejść do cerkwi. Odpowiadamy niekoniecznie zgodnie z prawdą, że w czasie nabożeństw. Nie wyobrażaliśmy sobie tych dzieci w środku. Obeszli cerkiew naokoło i pojechali sobie :D . Po chwili nadjechał ksiądz i otwarł cerkiew. Dla tych, co nigdy nie byli w środku zamieszczam jak zwykle nieudolne zdjęcia. W środku jest prześlicznie. Przyjechał też spóźniony autobus z wycieczką. Wchodzi wycieczka do środka. Patrząc na osobę, która opiekowała się tą grupą byliśmy zdziwieni, że oni w ogóle tu dotarli :shock: . Osoba ta mówiąc delikatnie była pod dobrą data :o . No cóż, nie komentuję tego. Nie pierwszy raz cos takiego widziałem i nie tylko w Bieszczadzie :twisted: .
Ksiądz bardzo ciekawie opowiadał o cerkwi i odpowiadał na wszystkie pytania turystów dotyczące wyznania prawosławnego i różnic pomiędzy tym wyznaniem, a wyznaniem rzymsko-katolickim. Na koniec złożyliśmy datek na utrzymanie i renowację cerkwi i opuściliśmy to urocze miejsce.
Wracamy w kierunku Rzepedzi. Jeszcze w Komańczy przed delikatesami po prawej stronie drogi jest bar. Ponieważ jesteśmy głodni postanawiamy wstąpić na pierogi. Przemiła pani, która stała za barem nie mogła pojąć, że można zamówić trzy porcje pierogów na dwóch talerzach :lol: . W końcu zrozumiała. Piwo uratowało mi życie. Przed barem na tarasie siedział gość, którego nie zabraliśmy rano na stopa. Powiedział, że przyjechał PKS em, bo po nas już nikt się nie zatrzymał :o . Ucięliśmy sobie ciekawą dyskusję o Bieszczadach i miejsc godnych odwiedzenia. Do dziś uważamy z Renatką, że chyba był to ksiądz albo kleryk. Pierogi były dobre. Pani z baru nie potrafiła mi wyjaśnić, dlaczego do kibelka nie wolno wchodzić z papierosem. :D Taki napis jest na drzwiach. Na wszelki wypadek nie wchodziliśmy wcale. Być może stężenie oparów przekracza wartość krytyczna i grozi wybuchem…
:lol: :lol: :lol:
i jeszcze
Jedziemy tym razem do Turzańska. Skręcamy w prawo w stronę cerkwi. Mijamy cerkiew po lewej stronie i jedziemy droga przez Turzańsk. Jedziemy tak daleko, aż stan nawierzchni staje się taki, że karawanu szkoda. Zresztą do tego miejsca chciałem dotrzeć. Ponieważ Renatka nie chce już chodzić jest mi to na rękę. Wysiadam z karawanu i umawiam się z nią za 1,5 – 2 godziny koło cerkwi. Jabol przecież mówił, że na Suliłę warto zajrzeć. Mozolnie podchodzę drogą pod górę. Według mapy gdzieś niedaleko po prawej stronie powinienem mieć niebieski szlak, ale idę drogą. Z góry jest prześliczny widok. W dole widać Karawan, znaczy, że Renatka jeszcze stoi w miejscu, w którym się rozstaliśmy. Wchodzę do lasu. Po chwili dochodzę do wysokiego masztu. Przy maszcie tym skręcam w prawo w kierunku Wysokiego Wierchu. Po krótkiej chwili wychodzę z lasu i pięknymi łąkami mając wspaniały widok po prawej a po chwili i po lewej ręce podążam na spotkanie z Renatką. Rozglądam się za jakąś chatką. Co prawda wody tu nie ma, ale chatka mogłaby jakaś tu stać. Przy tej w Komańczy też nie ma wody…. Znalazłem zacne miejsce, w którym chatka powinna stać. Widok, jaki by z chatki się roztaczał byłby porównywalny z tym, jaki roztacza się z tej, co jest koło Mucznego. Ale chatki nie ma. Za to jest niedaleko ambona. Idę dalej. W oddali na polu zauważam chatkę? Domek/ altanę? Podchodzę bliżej. Powierzchnia tej budowli nie przekracza 4 metry kwadratowe. Kto i w jakim celu przytachał w to miejsce drzwi od Syrenki, co najwyżej 104 stanowi dużą i nierozwiązaną przeze mnie zagadkę.
Powoli racząc się cały czas wspaniałymi widokami schodzę w dół. Po drodze znajduję cmentarz z okresy I wojny światowej, a właściwie to, co z niego zostało, czyli krzyż. Podoba mi się, że na ogrodzeniu tego krzyża umieszczono inne mniejsze krzyże. Tak, więc jest to cmentarz ekumeniczny z krzyżami prawosławnym, greko-katolickim i rzymsko-katolickim. Droga staje się uroczo, bieszczadzko błotnista. Schodzę w kierunku cerkwi. Po drodze wstępuję na dwa odrębne cmentarze. Intrygują mnie stosunkowo nowe groby z nazwiskami pisanymi cyrylicą. Po kilku minutach jestem w Karawanie. Opowiadam Renatce wrażenia z wycieczki i tak dojeżdżamy do Polańczyka.
I sama cerkiew w Turzańsku
27 sierpień
Mam zamiar znaleźć miejsce oznaczone kropką na niektórych mapach na Otrycie. Kropkę tą pokazał mi kiedyś niejaki Jabol. :D Ponieważ szykuje mi się łażenie po krzaczorach nie mam zamiaru targać ze sobą Renatki. Niech sobie odpocznie :D . Ma tylko o wyznaczonej porze podjechac Karawanem w wyznaczone miejsce. Wsiadam w Polańczyka do autobusu PKS i jadę do Polany. Wysiadam z autobusu po prawie godzinnej jeździe i gdzie idę? Idę oczywiście do sklepu na piwo :lol: . Przy sklepie siedzi grupa miejscowych tubylców i głośno komentuje wczorajszą imprezę :lol: . Przepijamy sobie na zdrowie i wyruszam w drogę. Wracam w kierunku Chrewtu, ale tylko kawałek. Przechodzę przez most na potoku Czarny i idę drogą szutrowa w górę. Przypominam sobie ta drogę sprzed kilku lat :shock: . Pokonywałem ją w drugą stronę z nieletnim jeszcze wtedy Barnabą. Dziś idę sam. Barnaba jest w domu. Po drodze mijam maszt po lewej ręce. Cisza, spokój. Żadnych ludzi, żadnych samochodów :o . Po drodze zastanawiam się gdzie była kiedyś baza, która później chyba się spaliła. :( Jak szedłem z Barnabą to jeszcze była. Teraz nie ma po niej ani śladu. Dochodzę do miejsca, w którym po lewej stronie stoi okazała jak na to miejsce chatka. Jest pozakluczana i okratowana. Zaglądam przez okno. W środku bałagan. Może ta baza była tutaj… Nie pamiętam :oops: . Za domem jest pasieka. Podchodzę bliżej i szok :shock: . Prąd mnie pokopał :shock: . Wrażenie okropne. Po chwili uświadamiam sobie, że jest to pastuch przeciw zwierzynie łasej na miód :D . Idę dalej. Droga doprowadza mnie do wypału. Jest on nieczynny. Ani żywej duszy. Za to koło miejsca, w którym mieszka obsługa retort burdel, jakich mało. Poszedłem w lewo. Przez bardzo rozjeżdżoną i pełną błota drogę. Po pewnym czasie wlazłem do lasu. Teraz jest to, co lubię najbardziej. Przedzieram się ostro pod górę. Las i krzaczory śliczne. W tym miejscu chyba nie stąpała dawno już stopa człowieka ani nie śmigała siekiera, czy inna piła łańcuchowa. Dziś nie rozumiem, dlaczego nie zrobiłem jakiejś fotki :oops: . Idę dalej przez bezdroża, błoto i jakieś potoki. Po pewnym czasie słyszę jakieś głosy :shock: . Ki czort się zastanawiam. Ostrożnie idę w kierunku głosu. Po pewnym czasie rozpoznaję głosy dzieci. Uszkom własnym nie wierzę. Skąd tutaj dzieci :?: Nagle wychodzę na drogę zrywkową :idea: . Po tej drodze biegają ubłocone po pad szkraby w wieku 4-5 lat :D . Jest i opiekun. Mówi, że z tym drobiazgiem nie mógł już w domu wytrzymać. Roznosiło dzieciaki. To je zabrał i wywiózł do lasu. O chatce żadnej nie słyszał. Pożegnałem gościa i wróciłem ta błotnista drogą zrywkową do wypału.
Przy tej w Komańczy też nie ma wody…. Ok 70 m od tej chatki, idąc wzdłuż granicy lasu w górę (jesli myślałeś o chatce na stoku góry M.) jest studnia (przykryta). Właściciel chatki chciał nawet swego czasu podciągnąć wodę do chatki.
Fakt. jest. Sam widziałem, ale nie pomyślałem, że to jest studnia. Jakbym zamierzał tam nocować, to może bym się zastanowił. Jesteś nieoceniony Barszczu :D
Pozdrawiam
Czasu miałem dosyć :D . Postanowiłem poszukać czegoś, co jest zaznaczone na mapie :!: . Może to być wiata, może to być chatka. Idę sobie drogą pod górę, tak jak prowadzi szlak niebieski. Dochodzę do miejsca, w którym odchodzi on od drogi w lewo kierując się na grzbiet Otrytu. Siadam na ławeczkę i popijam przyniesioną przez siebie wodę. Z Otrytu schodzi dwoje młodych ludzi. Bez słowa :shock: przechodzą obok mnie i kierują się droga na południe. Niech sobie idą. Po dłuższej chwili zadumy w tym cichym miejscu ruszam droga w dół w stronę, w która przeszli przed chwilą nicniemówni :D turyści. Dochodzę do miejsca, w którym droga się rozdwaja. Skręcam w prawo. Idę około 20 minut. Wracam. Idę w lewo. To samo. Nic nie znajduję. :evil: Postanawiam wracać. W końcu Renatka będzie na mnie czekać :D . Trochę smutny :( , że niczego nie znalazłem podążam tą samą drogą, która tu przyszedłem. Tego najbardziej nie lubię :twisted: . Po drodze zauważam jakieś bardzo dziwne dla mnie miejsca badawcze chyba leśników :shock: . Dochodzę do rozwidlenia drogi na Majdanie. Tu moja cierpliwość się kończy. Skręcam w lewo. Postanawiam dojść do starej wersji szlaku niebieskiego :idea: . Znowu dochodzę do wypału. Tym razem innego. Obok wypału jest miejsce, z którego jest piękny widok w stronę Polany :roll: . Znowu się zasiedziałem, zwłaszcza, że nikogo nie ma w pobliżu. Cisza, las, piękny widok i ja :D . A może po prostu szukam pretekstu, żeby dać odpocząć zmęczonym już nogom… :lol: W końcu ruszam dalej. Dochodzę do miejsca, w którym od drogi odchodzi w prawo ścieżka. To musi być tutaj pomyślałem. W rzeczy samej po chwili na drzewach zauważam stare znaki niebieskiego szlaku :D . Jestem zadowolony, że nie pobłądziłem, bo czasu już nie mam za dużo. Nagle szok :shock: :shock: . W poprzek ścieżki biegnie płot /o ile płoty potrafią biegać/ :lol: :lol: . Jestem podłamany, bo zmęczenie nie pozwala myśleć o powrocie. Muszę iść dalej. :!: Podchodzę bliżej. Jest furtka w niektórych regionach kraju zwana uliczką. :lol: Furtka ta zamknięta jest na haczyk. Wcale się nie zastanawiam. Otwieram furtkę i przechodzę. Oczywiście zamykam ją na tenże haczyk. Ścieżka coraz bardziej błotnista wyprowadza mnie z lasu. Jestem na pięknych łąkach. Ludzie i nie jestem sam. Na tych łąkach jest pełno koni. teraz rozumiem dlaczego teren jest opłotowany i zamknięty. Stoję lekko oszołomiony tym widokiem. Robię kilka fotek, które i tak skrytykujecie i idę dalej.
Nagle w głowie zaświtała mi przeraźliwa myśl :idea: . A może koni tych pilnuje jakiś wielki pies? :shock: Zaraz przybiegnie i skroi mi na nowo spodnie razem z ich zawartością. :( Przyspieszam kroku. Ścieżka prowadzi piękną łąką Serednego Małego. Jest trochę uciążliwa. I nie chodzi mi o błoto. Do tego się już przyzwyczaiłem. Trzeba mocno uważać, żeby nie wdepnąć w końskie odchody. :lol: W końcu dochodzę. Oczywiście do płotu i furtki z haczykiem :lol: . Opuszczam tą posiadłość. Idę cały czas w dół przez las błoto , a potem znowu przez łąki. Dochodzę do potoku. Idę wzdłuż niego. W pewnym momencie drogę przecina mi nie potok ale większy ciek wodny :D . Na szczęście jest mostek. Ktos potrzebował nawierzchnię z tego mostku, :evil: więc przejście przez niego tylko po zbrojeniach na pewnym odcinku podniosło mi trochę adrenalinę :twisted: . Szczęście, że były barierki, których można się było trzymać. Za mostkiem stał piękny dom, który był do wynajęcia turystom. Na wszelki wypadek zapisałem sobie telefon właściciela. Jeszcze chwila i jestem na małej obwodnicy. Teraz tylko krótki telefon do Renatki, która czeka na mnie w innym miejscu. :D
Renatka po chwili przyjeżdża po mnie :D i jedziemy w kierunku Czarnej. Przecież pod Czarną jest chatka :idea: , jest na pewno, bo ją opisywali na forum :!: . Muszę ją przynajmniej znaleźć :!: . Co tu dużo pisać. Kicha, pudło, porażka, fiasko :twisted: :twisted: . Nic. Niczego tego dnia nie znalazłem :evil: . Nie licząc spokoju, ciszy, cudownych widoków i wrażeń :D :D :D . Potrafię to docenić. Jedziemy na festyn do Czarnej. Festyn odbywał się na placu przed Delikatesami. Dla mnie koszmar :shock: . Hałas, hałas i jeszcze raz hałas :cry: . Jakże to inne niż wędrówka po lesie i łąkach. Nie dość, że hałas to jeszcze tłum ludzi w większości pod dobrą datą. Zjadamy z Renatką po kiełbasce popijamy czymś mokrym i spadamy stamtąd czym prędzej :D . Ponieważ nie mam wpisu do „Zakapiorskich Bieszczadów” od Łysego z Czarnej, jedziemy do niego. Myślę, że nie muszę pisać dalej. Jak pech, to pech :evil: . Łysego nie zastaliśmy. Zaczyna padać. Po chwili leje. Jak wyjechaliśmy z Czarnej niebo się otwarło i zapłakało nad moim dzisiejszym pechem :D . Zapłakało to mało powiedziane. Z nieba lało się tak, jakby wszystkie uszczelki na górze puściły. Bałem się, czy dojedziemy do Polańczyka. Po prostu ściana wody :!: . Tylko raz cos takiego przedtem przeżyłem i miałem nadzieję, że nigdy się to nie powtórzy. Mała obwodnica miejscami zamieniła się w rwący potok :shock: . Jak dojechaliśmy do Polańczyka było już po deszczu. W sanatorium odreagowałem ulewę też czymś mokrym i to z procentami…. :wink:
28 sierpień niedziela
Smutna niedziela :( , bo ostatnia podczas tego pobytu w Bieszczadzie. Jeszcze dnia poprzedniego podjechaliśmy do Grzanki zobaczyć, o której jest niedzielna Msza Św. O 11:30, tak jest napisane na krzyżu przed cerkwią. Pojechaliśmy więc w niedzielę na Mszę Św. do Grzanki. Nie lubię się spóźniać gdziekolwiek mam się zjawić. Jesteśmy przeto z Renatką na miejscu o 11:20. Cisza jesteśmy tylko my i zamknięta cerkiew :shock: . Połaziłem po przycerkiewnym cmentarzu i wróciłem do Renatki, która siedziała na ławce przed cerkwi. Około 11:45 pojawił się starszy jegomość. Na moje pytanie czy coś się stało, bo nie ma Mszy odpowiedział, że jest, ale, o 12:00, bo zawsze o tej godzinie jest odprawiana w niedzielę :D . Wdałem się w polemikę z tym facetem mówiąc, że na krzyżu jest godzina 11:30 :!: . Wyraziłem zdziwienie, że do tej pory jeszcze nikt tego nie poprawił :?: . Usłyszałem, że nie ma potrzeby niczego poprawiać, bo przecież wszyscy wiedzą, że Msza Św. w niedziele jest odprawiana o godzinie 12:00 :lol: :lol: :lol: . Przestałem dyskutować. Stwierdziłem, że to nie ma sensu. :D Natomiast mylne godziny tej Mszy są podane w Paszporcie w Bieszczady :!: oraz na stronie www.bieszczady.net.pl :!: Myślę, że Iras powinien to skorygować :idea: na stronach internetowych. O 11:50 przyszedł Kościelny z wieeelkim kluczem i otwarł cerkiew. To, co zobaczyłem po wejściu do środka wprawiło mnie w głębokie przygnębienie. :( Świątynia ta jest bardzo, ale to naprawdę bardzo biedna. Pomyślałem, że jakbym wygrał jakąś kasę np. w Lotto to przekazałbym jej część na doprowadzenie jej do stanu lepszego. Ciekawe, że Renatka po wyjściu z cerkwi powiedziała to samo :D . Wyszliśmy tuz przed końcem Mszy żeby zdążyć na obiad do Polańczyka. Żeby relacja to była do końca wierna rzeczywistości trzeba nadmienić, że Mszę Św. odprawiał nie ksiądz Piotr tylko gościnnie inny ksiądz…..
Około 11:45 pojawił się starszy jegomość. Na moje pytanie czy coś się stało, bo nie ma Mszy odpowiedział, że jest, ale, o 12:00, bo zawsze o tej godzinie jest odprawiana w niedzielę Very Happy . Wdałem się w polemikę z tym facetem mówiąc, że na krzyżu jest godzina 11:30 Exclamation . Wyraziłem zdziwienie, że do tej pory jeszcze nikt tego nie poprawił Question . Usłyszałem, że nie ma potrzeby niczego poprawiać, bo przecież wszyscy wiedzą, że Msza Św. w niedziele jest odprawiana o godzinie 12:00 Laughing Laughing Laughing . Przestałem dyskutować. Stwierdziłem, że to nie ma sensu. Very Happy Natomiast mylne godziny tej Mszy są podane w Paszporcie w Bieszczady Exclamation oraz na stronie www.bieszczady.net.pl Exclamation Myślę, że Iras powinien to skorygować Idea na stronach internetowych. O 11:50 przyszedł Kościelny z wieeelkim kluczem i otwarł cerkiew. To, co zobaczyłem po wejściu do środka wprawiło mnie w głębokie przygnębienie. Sad Świątynia ta jest bardzo, ale to naprawdę bardzo biedna. Ta godzina to pewnie specjalnie, Ksiadz przewodnik z Górzanki slynie z tego ze lubi sie spózniac, wiec jak napisali 11:30 to jest szansa ze masza odprawi sie o 12:00 ;)
Na powaznie to juz poprawilem tylko nie wiem czy ta poranna sie zgadza ?
Co do stanu cerkwi to jest ona caly czas w remoncie a co najfajniejsze bedzie kryta gontem, poszycie wykona Wojtek Roszczynski Konserwator zabytkow z Czarnej - obecnie remontuje cerkiew w Smolniku.
Nie jestem pewien ale wydaje mi się, że jest tam pełno śladów po okopach. To uwaga dla Doczu /Docza? Doczego?Cholerka jak to się odmienia? Dzieki za pamięć Bertrand - kto wie. Może skusze się, aby odwiedzić to miejsce, zwłaszcza, że Chryszczata jest zorana przez poszukiwaczy. Jesoo tylko kiedy to będzie ? Hmm. Sam nie wiem :-/
Sam nie wiem jak się to odmienia, ale znajomi odmieniają Docza, więc ja nie oponuję :-)
Nic nie poradzę, że taką ksywkę mam od 7 roku zycia :-)
Dzieki za pamięć Bertrand - kto wie. Może skusze się, aby odwiedzić to miejsce, zwłaszcza, że Chryszczata jest zorana przez poszukiwaczy. Jak będzie Ci chciało się czytać dalej, to wskażę jeszcze jedno miejsce. Tylko nie wiem kiedy do tego dnia dojdę :D
Jak będzie Ci chciało się czytać dalej, to wskażę jeszcze jedno miejsce. Tylko nie wiem kiedy do tego dnia dojdę Teraz i tak sezon się kończy, więc spokojnie sobie poczekam. Do wiosny dużo czasu :-)
Jak już tak sobie będziesz spokojnie czekał, to może dokończysz swoje opowiedanie?
Pozdrawiam
Jak już tak sobie będziesz spokojnie czekał, to może dokończysz swoje opowiedanie? Dokonczę, dokoncze - niestety ostatnio miałem dośc goracy tydzień, i niestety nie było kiedy :-( Myślałem, że uda mi się dokończyć przed 1.11, ale chyba się nie uda.
Na pewno musze skończyć przed 4.11 bo znowu będę składał kompa i zas nie będzie kiedy pisac :/
Ledwo, co zdążyliśmy na obiad. :D Nigdy nie pisałem o sanatorium Solinka, w którym się kurowaliśmy. Teraz nadrabiam te zaległości. Gdyby Amin uważał, ze trzeba tą część relacji usunąć to Jego wola :arrow: . Co za zabiegi oferuje Solinka swoim gościom, możecie przeczytać na stronie internetowej tego sanatorium. Pokoje są dwuosobowe /chyba wszystkie, ale jak ktoś ma inne informacje to się nie będę sprzeczał/. Są one bardzo małe. Naprawdę bardzo małe :!: . Szafa w pokoju jest adekwatna do jego wielkości :shock: . Część bagażu mieliśmy w Karawanie. Oznacza to, że mieliśmy za dużo bagażu. :lol: Wszystkie pokoje wyposażone są w węzeł sanitarny. Brodzik odgrodzony od reszty łazienki za krótka kotarą. Jak się kąpiesz to kibel zawsze będzie mokry. Nie oznacza to, że byłem niezadowolony. Ja po prostu nie muszę mieć warunków bardzo super. Ręce mi nie odpadają jak po kąpieli przecieram kibelek /nie kapię się w kibelku. Co to, to nie. :lol: :lol: / i całą podłogę. Na cały duży korytarz przypada jeden czajnik bezprzewodowy :!: . Za telewizor w pokoju trzeba zapłacić extra :!: . Kuchnia w sanatorium dobra :!: . Nie piszę bardzo dobra, bo może ktoś z sanatorium czyta tą relację i żarcie się pogorszy :lol: . Posiłki mają bardzo wyszukane nazwy i czasami przed obiadem wszyscy zastanawiają się, co dostaną do jedzenia. Obsługa sanatorium bardzo grzeczna. Nigdy nie zdarzyło nam się, żeby nie spełniono naszych próśb. /przesunięcie zabiegów, wizyt lekarskich, otwarcie sanatorium po 22:00 :idea: :lol: itp./ w sanatorium jest kawiarnia ale przez cały turnus to znaczy 21 dni nie mieliśmy czasu tam zajrzeć. :lol: W sumie w naszych oczach sanatorium wypadło bardzo korzystnie.
Po obiedzie wycieczka, tym razem samochodowa :wink: od początku do końca. Jedziemy z Polańczyka przez Bóbrke najpierw do Urehec. Tam oglądamy Dwór, a raczej to, co z niego zostało. Nawet zdjęcia nie chciało mi się robić :!: . Przygnębiające wrażenie. Czy ktoś wie, co się z tym obiektem stanie :?: . Może są jakieś plany, żeby go odrestaurować? Dalej jedziemy do Olszanicy. I tam wpadła mi do głowy myśl, :idea: że szkoda, że nie mam żadnego namiaru do Lucyny. Nawet nie wiem jak się nazywa i czy Lucyna to imię czy pseudo /wolę używać pseudo niż nick/. Trudno…. :oops: Zobaczę się z nią przy innej okazji. Dalej jedziemy na Wałkową. Tam szlajam się trochę po cmentarzu. Są tam dwa, ale jeden opłotowany i wstępu nie ma. Nie chciało mi się przechodzić górą. :D Dalej jedziemy przez Serednicę do Ustrzyk Dolnych. Droga bardzo bieszczadzka. Tak na średnią prędkość 10 km/h. Ale nam się nie spieszy. Stwierdzam, że trzeba spenetrować kiedyś dokładniej tą okolicę. :idea: :!: Bardzo nam się tam podobało /zza szyb samochodu/ :lol: :lol: . Łażę po cmentarzach, robię fotki i jedziemy dalej.
Dojeżdżamy do Ustrzyk Dolnych. Dalej jedziemy do Polańczyka przez Czarną. To tak na skróty. Chcieliśmy zobaczyć jak wygląda droga po wczorajszej ulewie. Miejscami nie widać asfaltu. Wszędzie piach i glina. Od Czarnej przejeżdżamy w ciszy. Tak jakby stało się tu coś strasznego…
No i przebrnąłem przez cały ten wątek. :roll:
Jestem pod wrażeniem i nawet sporo się dowiedziałem (zobaczyłem). Tak się bowiem składa, iż zachodnią część Bieszczadów (Komańcza, Turzańsk) znam słabiutko, a Ty z Polańczyka jeździłeś tam i odwiedzałeś te tereny.
Nasunęło mi się też mnóstwo wspomnień z samego Polańczyka (w latach 1986 - 1998 był on również moją bazą wypadową w Bieszczady). Kiedyś być może o tym pogawędzimy :) .
Teraz naszła mnie tylko jedna refleksja. Startując na wycieczki z Polańczyka, moją ulubioną trasą było przejście przez Falową (samochód najczęściej zostawiałem przy "Spisówce", jeszcze żył wówczas śp. Tadzio Spis). To była bardzo fajna trasa. Szliśmy przez Łopienkę do bazy studenckiej, stamtąd ścieżką a potem stokówką pod masyw Falowej, wchodziliśmy na czarny szlak, którym wędrowaliśmy aż do Jaworzca. Jeśli nie było zbyt późno, to zahaczaliśmy jeszcze o schronisko. Wracaliśmy do Spisówki nad rzeką, obok Sinych Wirów.
Nie wpadłeś na pomysł, aby pójść taką trasą ?
Błoto, rozjechane drogi zrywkowe. Nie Ty jeden wpadłeś na pomysł wędrowania po tych okolicach.
Nie wpadłeś na pomysł, aby pójść taką trasą ? Ta trasa jeszcze przede mną. :lol: Zawsze się cieszę jak mogę przejść nieznaną mi trasą.
No i przebrnąłem przez cały ten wątek Mam nadzieję, że nie było tak źle :?:
Błoto, rozjechane drogi zrywkowe Łażę takimi drogami bo lubię. nic na to nie poradzę, że nie ja jeden, chociaż ludzi rzadko spotykam. :D
Dawno tamtędy nie szedłem. Ostatni raz bodajże w 2001 r. To straszliwe błoto, niestraszne prawdziwemu bieszczadnikowi :) , napotkałem schodząc w stronę Jaworca. Ale potem owe błotniste drogi, "zrywkowo-zwózkowe", skręciły w prawo, w stronę Kalnicy, a czarny szlak poprowadził prosto, ścieżką nieco śliską, lecz niezbyt błotnistą.
Tyle zapamiętałem. I może jeszcze to, że dwa razy na zalesionych szczytach Falowej i Czereniny zdarzyło mi się zgubić czarny szlak i musiałem go odnajdować.
No, ale zdecydowanie odchodzimy w ten sposób od wątka pisanego przez Bertranda. :oops: Zadałem Mu tylko pytanie, czemu - startując z Polańczyka - nie skusił się na opisaną trasę. Z Polańczyka do parkingu przy "Spisówce" jest przecież dość blisko. W przeciwieństwie do innych miejsc wypadowych, do których trzeba się tłuc samochodem nieraz nieźle ponad godzinę (w jedną stronę).
29 sierpień
Rano dzwonię do Poznania do Barnaby. Synu zdobądź mi numer telefonu do Brossa :D . Po 10 minutach SMS ik od syna. Dzwonię do Brossa i umawiam się na godziny południowe. Wolę sprawdzić, czy będzie w domu niż ganiać do niego i go nie zastać :P . Karawanem jadę do Teleśnicy Oszwarowej. Na krzyżówce skręcam w prawo i jadę w stronę wody, czyli zalewu. Tam pod jakimś ośrodkiem /niestety nazwy nie pomnę :oops: / zostawiam Karawan. Dalej pieszo. Z początku ścieżka jest wyraźna. Idę, więc śmiało. Potem ścieżka gdzieś sobie poszła :D . Nie wiem nawet, kiedy. Zostałem sam z drzewami, krzaczorami i inną przyrodą. Niewiele się namyślając poszedłem pod górę. Nie mówię, że było lekko :D . Znowu sobie coś podarłem, ale nic to. Doszedłem do ścieżki :shock: . Ba, nawet drogi, bo sadząc po koleinach od czasu do czasu tamtędy coś jeździ. Mam na myśli sprzęt przystosowany do jazdy w terenie. Ogólnie fajna droga przez las i cały czas pod górę. Podchodzę w końcu pod Debrą. Wiem, że jak napiszę, że było błoto, to będę nudny :D . Mam to gdzieś :!: . Było kurka błoto :!: . Było duże błoto :!: . Gdybym nie miał przy sobie kija do podpierania to pokonywałbym to pieprzone błoto stylem grzbietowym :lol: . Oprócz tego fajnie. Cisza i spokój. Zero ludzi :D . Po kilkudziesięciu minutach od drogi odbija ścieżka w prawo. To musi być tutaj zaświtało mi w głowie. Ochoczo skręciłem w prawo. Po około 30 minutach marszu w dół już świtała mi w głowie myśl, że może to jednak nie tu. Jeszcze dziesięć minut i już byłem pewien :twisted: . Cóż nikt nie jest nieomylny :twisted: . Wróciłem do mojej ulubionej drogi błotnistej. Poszedłem /prześlizgałem się nią dalej. :D Znowu odbija coś w prawo. Nie umiem powiedzieć, dlaczego ale wtedy byłem już pewien, że to dobra droga. /Mam na myśli kierunek, a nie jej pożal się Boże stan/. Cały czas schodziłem w dół. I tak doszedłem do gospodarstwa Krzysztofa Brossa.
Przy samym gospodarstwie podbiegł do mnie duży pies strasznie szczekając :evil: . Nie żebym był bojaźliwy, ale stanąłem. :D Pies też. On nie przestał szczekać i szczerzyć kłów. Przypomniała mi się rozmowa sprzed kilku lat z Victorinim. Jak do niego zaszedłem to był zdziwiony :shock: , że psy mnie nie pogryzły. Victorini miał bardzo ostre psy, które nikogo nie wpuszczały /podobno/ . Jak od niego wychodziłem, to odprowadził mnie do granicy Sokolego :!: . Stoję wiec i patrzę na szczekającego na mnie psa. Nagle pomysł. :idea: Dzwonię do Brossa i informuję go, ze już jestem tylko jakieś zwierzę na mnie szczeka. Bross odpowiedział, że piesek jest niegroźny, dla kogo piesek, dla tego piesek odparłem. Przyszedł po mnie i zaprowadził do domu :D . Ze względu na stan obuwia stanowczo odmówiłem wejścia do domu :!: . Siedzieliśmy przed domem, piliśmy herbatkę i sobie rozmawialiśmy o życiu. Córka szykowała pranie syn brał kąpiel. Uzyskałem od całej trójki wpis do książki. Zapraszał mnie na agroturystyką do siebie, ale ja lubię łazić po górach, bezdrożach i innych takich. W przeciwieństwie do Jabola nie przepadam za wędrówka po wodzie :lol: . Mieszkając u Brossa większość czasu trzeba chyba jednak spędzać na wodzie. Teraz uwaga dotycząca innego wątku: samolotu tego dnia nie było. Po godzinnej rozmowie pożegnałem sympatycznego staruszka i poszedłem sobie :D . Nie zazdroszczę mu życia w tym miejscu. Trzeba mieć dużo samozaparcia i odwagi bez względu na to, co się o nim mówi po programie Miasto Marzeń. Idę pod górę i słyszę głos koni :shock: . Niestety taki głos mogą wydawać z siebie tylko konie mechaniczne :twisted: . Po chwili z przeciwka nadjeżdża samochód. Miałem niemałą uciechę jak mnie mijał. Dziewczyna siedząca na miejscu pasażera była przerażona. :lol: Przerażenie wyrażała cała jej postać. Inaczej tego nie mogę opisać. Kierowca twardziel, był uśmiechnięty. :D W tym miejscu było naprawdę stromo, ale bez przesady… Drogi powrotnej nie będę opisywał. Troszkę inna drogą zszedłem do Teleśnicy. Jak wyszedłem z lasu podeszła do mnie grupka ludzi w wieku 16-22 lat. Spotkanie, jak spotkanie natomiast zachowywali się dziwne. Zapytali, co tam jest skąd idę. Odparłem, że góra. Oni chcą oglądać widoki. Odparłem, że z zalesionej góry to widoków specjalnie nie ma :D . Wskazałem na zbocze po drugiej stronie drogi. Tam są same łąki. Stamtąd będzie ładny widok na zalew. Oni tam nie pójdą. Tam jest za daleko :!: . Postanowili pójść tam skąd ja przyszedłem. Spojrzałem na ich nogi o oniemiałem :shock: :shock: . Prawie wszyscy byli w japonkach. Pokazałem swoje ubłocone nogi i zapytałem poważnie, czy w tych bucikach chcą iść dalej. I wyobraźcie sobie, że poszli. :!: Nie będę się wyrażał o głupocie ludzkiej. Wsiadłem do Karawanu i pojechałem nad zaporę. Podjechałem od strony Jawora, bo chciałem się zobaczyć z Andrzejem Lachem. Oprowadził mnie po swojej restauracji i zaprosił na otwarcie, które będzie połączone ze Zlotem Zakapiorów w dniu 1 października. :D Zaproszenie przyjąłem ale nie obiecałem, że będę. I wróciłem do Renatki
Wspaniale się czyta Twe opowieści Bertrandzie i cudownie "pachnie" z nich latem, nawet tym deszczowym i błotnistym. Czekamy na więcej !
Mój pobyt w Bieszczadzie dobiega końca. Już niedużo sobie poczytacie... :(
Pozdrawiam
Mój pobyt w Bieszczadzie dobiega końca. Już niedużo sobie poczytacie... No ale będą następne opisy ?
W koncu to nie był chyba Twój ostatni wyjazd w Bieszczad :?: :)
:lol: :lol: :lol: :lol: :lol: zastanawiam się nad wyjazdem na Sylwestra
Pozdrawiam
zastanawiam się nad wyjazdem na Sylwestra czyżbyś uległ pokusom kolezanki z Anyczkogrodu ? 8) :twisted: :wink:
czyżbyś uległ pokusom kolezanki z Anyczkogrodu ? Uległem kiedyś urokowi Renatki. W ubiegłym miesiącu obchodziliśmy 25 rocznicę ślubu. Chcemy dotrwać do 50. Później uległem urokowi Bieszczadu.... I to wystarczy.
yyyy...ale ooo so chodzi :?: :roll: :twisted: