Archiwum
- LATANIE W KATARZE
- FIT Faktura 7.1.133 dla Windows
- BĹÄdy
- Szyfrogramy Enigmy zarchiwizowane cyfrowo
- Sny...
- TEST: TP-LINK TL-WR1043ND - z funkcjÄ bezprzewodowego mostu
- Apple, Microsoft i Google na jednym wĂłzku. Wielkie firmy pozwane o naruszenie patentĂł
- 2:Juventus 2 - 4 F.C. Barcelona
- VFL Wolfsburg (Twardziel83) 0-3 Olympique Lyon (Mario92bsk)
- ArcaMicroScan 2010.06.25 dla Windows
- 16:Tottenham Hotsur [Tsu] 2-1 Chelsea [Rob40]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- staniec.opx.pl
Cytat
Długie szaty krępują ciało, a bogactwa duszę. Sokrates
I byłem królem. Lecz sen przepadł rankiem. William Szekspir (właść. William Shakespeare, 1564 - 1616)
Dalsza krewna: Czy śmierć to krewna? - życia pytasz się kochanie, tak krewna, ale dalsza, już na ostatnim planie. Sztaudynger Jan
Dla aktywnego człowieka świat jest tym, czym powinien być, to znaczy pełen przeciwności. Luc de Clapiers de Vauvenargues (1715 - 1747)
A ludzie rzekną, że nieba szaleją, a nieba rzekną: że przyszedł dzień Wiary. Cyprian Kamil Norwid (1821-1883)
aaaaLATANIE W KATARZEaaaa
Piszę "na gorąco", po otrzymaniu smutnej (dla mnie, ale może nie tylko) informacji. Dziś telefonowałem do Sękowca, uzgadniając szczegóły przyjazdu i przy okazji dowiedziałem się o śmierci jamnika Bąbla, pieska Pani Basi, szefowej ośrodka w Sękowcu. I to paskudnej śmierci (chociaż każda jest paskudna). W czerwcu zagryzły i zjadły go w nocy wilki.Był to piesek bardzo inteligentny, chociaż może zbyt ufny wobec turystów, którzy go wręcz rozpuszczali (a ja chyba najbardziej). Gdy wyruszaliśmy rano na wędrówkę, to się "przyklejał" i nie dawał odpędzić. Gdy mimo to przegoniliśmy go (p. Basia prosiła, aby nie brać go na wycieczki), sukces taki był pozorny. Po dalszym kilometrze nagle pojawiał się koło nas na drodze (cały czas przedtem biegł równolegle lasem ) i cóż było zrobić ? I tak łaził z nami po całym Otrycie, jadł nasze kanapki, popijał je wodą z kałuż i było okay. Nie jestem kynologiem, nie potrafię nazwać tej odmiany rasy jamnika, ale był to piesek (jak na jamnika) względnie duży, silny, wytrzymały, szedł z nami po 30 km. Raz go tylko przeniosłem przez most w Studennem, ale nie dlatego, że nie miał siły, tylko że się bał.
W sezonie "dyżurował" na terenie ośrodka. Nie było domku, w którym by nie pobierał "haraczu" w postaci róznych wędlin. Był w tym bardzo konsekwentny - podchodził pod drzwi i dopóty popiskiwał i drapał, aż mu otwierano i karmiono. A potrafił zjeść, miał spust ! A przecież w domu też było mu b. dobrze, nic mu nie brakowało.
W domu nie spał w sezonie. Kręcił się od leśniczówki do ośrodka i z powrotem.
I niedawno, czerwcowej nocy, zagryzły go wilki. Miał ok. 5 lat.
Z uczestników naszego Forum na pewno znał go Bartko. Nie wiem, czy ktoś jeszcze. Być może Was zanudzam, ale piszę pod wpływem emocji, bo naprawdę lubiłem tego psiaka, a myślę, że z wzajemnością. Gdy ja przyjeżdżałem, wyraźnie mnie faworyzował względem innych gości. Tak było poczynając od 1999 r. Jeszcze w tym roku w maju polazł z nami do Chmiela przez Otryt.
Że też te wilki nie mogły upolować, zamiast Bąbla, jakiejś wrednej, hałaśliwej i brudzącej stonki.
Cześć Jego pamięci !!!
SB
przykro mi SB,sama mam "dziwnego" jamnika i rozumiem Twój smutek. W prawdzie mój ze mną nie wędruje,bo boi sie wszystkiego (np.kotów czy kur) ale sympatyczny jest niesamowicie. Nie znałam Bąbla, ale łączę się z Tobą w smutku.
Witaj w smutku
Niestety nie pierwszy i nie ostatni to pies, który poległ w Bieszczadach w walce ze swoimi krewniakami. Parę lat temu po całym rejonie masywu Połoniny Wetlińskiej chadzał z turystami inny (bezdomny?) kundelek - kapitalny psiak. Nie był namolny - po prostu każdego napotkanego turystę odprowadzał w rejon przełęczy i czekał na zapłatę - zawsze cosik dostał. Wilki też go schrupały. Tak jak i inego przemiłego kundelka w rejonie Stężnicy.
Ehh - nie mieszajmy ludzkich emocji do czegoś, czego nie rozumiemy tak naprawdę.
Z innej beczki - wilki atakują wszystkie psy od 2 lat w ich rewirach. Podchodzą pod osady ludzkie. Jeżeli kiedykolwiek będziecie w rejonie przełęczy Hyrcza - może uda się Wam zaobserwować jak wataha schodzi z gór. Widok niesamowity (ale okupić to trzeba kilkoma zarwanymi nockami i pokąsaniem przez te diabelskie wielkie mrówy bieszczadzkie).
I broń B. nie podpisujcie się w ten sposób pod apelem tych głąbów, którzy wszędzie szukają okazji, aby zredukować do zera populację wilka w Bieszczadach.
Znowu się rozpaplałem - sorki.
Pozdrawiam
Przykro, psiaka nie znałem, ale wiem, że pani Basi musiało byc smutno, dzieciom pewnie tez.
W osrodku p.Basi bylismy w tym roku pierwszy raz, sądzę, że nie ostatni. Mieliśmy domek, na samej górze, ostatni w lewo - ponoc najlepszy i chyba tak, bo z przodu pusto, z boku pusto - nikt nie przeszkadza. Zaraz po nas mial go zarezerwowany ktoś, kto ponoć co roku przyjeżdza tam na dwa bite miesiące (są szczęściarze na tym świecie).
Ale ja z innej beczki - ponieważ jak zdążyłem się zorientowac, zdaje się, że byłeś tam pare razy, mam drobne pytanko, bo jakoś mimo, iz często z p. Basią gawędzilismy, wyleciało mi to z głowy. Otóż tam jak się idzie, Wiesz z ośrodka skręcasz w prawo, jakby drogą w stronę Studennego i zaraz parę metrów obok, odchodzi w lewo droga polna w kierunku Sanu, ale do niego nie dochodzi. Idziesz łaką, aż po kilkuset metrach wchodzisz w zarosla i stoją tam ruiny. Chciałbym się dowiedzieć co tam było (jeśli byś nie pamietał tego, to może mógłbys zapytać p.Basię - pozdrów ją ode mnie przy okazji). Być może to nic istotnego, ot jakiś stary dom, może dawna lesniczówka. Zachowała się jedynie podmurówka, piwnica otoczona fundamentem i parę belek, ktore chyba były legarami pod podłoga. Obok studnia i dobrze zachowany płot, ogrodzony nim teren jest bardzo szczelnie zarośnięty, kilkunastoletnimi drzewkami. Jakby co, zdjęcie samych "ruin" mogę dołaczyć.
Pozdrawiam
Piotr
> wilki atakują wszystkie psy od 2 lat w ich rewirach. Podchodzą pod osady >ludzkie. Jeżeli kiedykolwiek będziecie w rejonie przełęczy Hyrcza - może >uda się Wam zaobserwować jak wataha schodzi z gór. Widok >niesamowity
Widoku pozazdrościc, ja wilka raz tylko miałem przyjemnosć widzieć, za to z bardzo bliskiej odległości (10-15m, nie więcej).
Jesli chodzi natomiast o te "wilcze wypady" to pewien procent wszystkich opowiesci warto zakwalifikować jako ataki sfor zdziczałych psów. Bo o tych ostatnich sie nic nie mówi. A taki problem też chyba wystepuje.
Zdrowia
Piotr
Witaj
Nie mam zwyczaju pleść bajek - sfory dzikich psów w tym rejonie to nie ten temat. Spójrz na mapę - ?.
A co do problemu - jest, ale w pobliżu większych miejscowości bieszczadzkich. Wilków niestety z takiej odległości nigdy nie widziałem (poza ogrodem zoologicznym oczywista). Więc to ja Tobie zazdroszczę!
Dobra lornetka i przypadkowa marszruta wilków - ot i co.
No i trochę cierpliwości i łutu szczęścia.
Jak na tyle lat łażenia po tych górkach to niewiele (jeżeli chodzi o wilki).
Ej tam
Pozdrówka
Toć i ja o bajki Cię nie posądzam :)
Miałem, ma sie rozumieć na myśli wszystkie opowieści o zwierzetach atakujących psy i inne domowe zwierzaki, a nie konkretne przytoczone w tym wątku. Wszystkie opowiesci, ktore ja słyszałem oczywiście, a sporo tego było. Że, pomijając wilki, o rysiach wskakujących do obory i zagryzających świnie, żbikach gryzących ludzi, itp nie wspomnę :)
Wilka o ktorym wspomnialem widzialem w lesie, tuż nad Komańczą. Jakieś pół kilometra od czerwonego szlaku (w stronę Rzepedzi). Tamtedy wzdłuz lasu idzie droga, w dole widac zabudowania, psy ujadały niesamowice, a wilk jakby nigdy nic - szedł sobie wolnym krokiem. Basior. Widział nas na pewno wczesniej, niz my jego, jednak przeszedł obok nas spokojnie, po chwili potruchtał głębiej w las. A! Nic wtedy nie piłem, a wilka jak mnie się zdaje od psa odróznić umiem ;)) W lasach okalających Komańczę zawsze było trochę wilków. Jako ciekawostkę mogę dodac, że najwiekszy wilk strzelony w Polsce, padl właśnie w Komańczy. Sam mialem okazje uczesticzyć kilkakrotnie w polowaniach w rejonie Komańcza - Oslawica-Łupków-Smolnik. Ma się rozumieć jako statysta - to sport nie dla mnie, ale przezycie ciekawe i z myśliwymi zawsze duzo mozna zobaczyć. Wiedzą gdzie iść :)
Najprawdopodobniej chodzi o ruiny jakiejś budowli niegdysiejszego ośrodka wczasowego. Nie wiem, czy wiesz, ale ośrodek w Sękowcu w latach 70. i 80. tętnił życiem. Był to mały kombinat wczasowy Lasów Państwowych. Miał, oprócz domków, własną stołówkę, świetlicę, itp. I to świetnie w ówczesnych realiach funkcjonowało: wyjazdy zagraniczne były drogie, nie każdy miał paszport, a z kolei wczasy krajowe były tanie, bo dotowane z budżetu. I nie było problemów z aprowizacją, jak w przypadku turystyki indywidualnej. Po karty wczasowe ustawiały się całe kolejki.
Ja poznałem ośrodek w Sękowcu później, w latach 90-tych, czyli już "za komercji". O historii ośrodka dowiedziałem się od osoby blisko związanej z byłą kierowniczką ośrodka, właśnie z tamtych czasów. Wiedziała nawet więcej niż p. Basia, która jest osobą młodą i ściągnęła w Bieszczady dopiero w latach 90-tych.
Pozdrawiam
SB
Własnie mi na to nie wyglada, za bardzo oddalone i stoja samotnie, ale może masz rację.
Pamietam jak to wygladało gdy był to ośrodek LP. Początku lat 70 nie pamietam - z racji wieku. Przypominam sobie gdy pracował jeszcze tam kamieniołom i gdy droga Sekowiec-Rajskie była przejezdna dla wszystkich, teraz wiesz na jakiej zasadzie można tam jeździć - skorzystałem ostatnio pare razy. Ale to dobrze dla przyrody, bo w dzisiejszych czasach ruch byłby tam ogromny - to była jedyna droga dojazdowa od tej strony, teraz tylko od Dwerniczka, albo po dziurach z Berehów. Sam natomiast byłem tam pierwszy raz nieco póxniej, będzie gdzieś koło 1985/86, przemierzałem wtedy Bieszczady rowerem i jechałem tamtedy z kampingu w UG na pole namiotowe koło Bukowca. Wtedy chyba okolica najbardziej mnie urzekła.
Nieco póxniej jechałem od strony Rajskiego samochodem, niezniszczalnym marki Wartburg, eh, to była fura :)) i coś mi się pomyliło i wylądowałem na Szczycisku. Wiedziałem, że coś musi byc nie tak, bo co chwilę jacyś harcerze pukali mi się po głowie :))) Ledwo stamtąd zjechałem, błoto było niemiłosierne. Ale co tam - jak Boguś może... ;)
LP kasę próbują dalej zbijać, ale obok w domku myśliwskim, jednak imho po takich cenach, to mogą zapomniec, no, ale jak ktos lubi luksusy, a chce być w Sekowcu, to ma tez się gdzie zatrzymać. Na przełomie czerca i lipca była tam jedna osoba. Chyba, że LP przypomną sobie o dawnym osrodku, czego p. Basi nie zyczę. Wiesz jak to czasem jest, wyremontujesz, wypromujesz, a tu Ci dzierżawę "bach" i już na własne konto :(
Tak, zauwazyłem, że p. Basia nie może stamtąd pochodzic. To sie wyczuwa od razu czy ktoś jest z Biezczadów z "krwi i kości". Zapytana, oczywiście potwierdziła, z tego co usłyszałem, musiałaby tam mieszkać dokładnie od roku 1988.
Zdrowia
Piotr