Archiwum
- LATANIE W KATARZE
- Jak przechwytywać bieżącą klatkę filmową do pliku obrazka? (VLC media player)
- Problemy filmowych adaptacji Kane & Lynch oraz Lost Planet
- Dalsze spekulacje na temat filmowej wersji Metal Gear Solid
- 1Click DVD Copy 5.8.8.7 - kopie filmów na jednej płycie
- 10 filmów związanych z grą Super Mario Bros
- Stacjonarny odtwarzacz filmów i muzyki. Od firmy Tuniq
- Obejrzyj filmowe rozwinięcie fabuły Dragon Age
- 30-minutowy materiał filmowy PlayStation Move
- Filmowe adaptacje Saints Row i Red Faction
- "CyfrĂłwka" Canona, reagujÄ ca na mrugniÄcie oka*
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wzory-tatuazy.htw.pl
Cytat
Długie szaty krępują ciało, a bogactwa duszę. Sokrates
I byłem królem. Lecz sen przepadł rankiem. William Szekspir (właść. William Shakespeare, 1564 - 1616)
Dalsza krewna: Czy śmierć to krewna? - życia pytasz się kochanie, tak krewna, ale dalsza, już na ostatnim planie. Sztaudynger Jan
Dla aktywnego człowieka świat jest tym, czym powinien być, to znaczy pełen przeciwności. Luc de Clapiers de Vauvenargues (1715 - 1747)
A ludzie rzekną, że nieba szaleją, a nieba rzekną: że przyszedł dzień Wiary. Cyprian Kamil Norwid (1821-1883)
aaaaLATANIE W KATARZEaaaa
W tym oto wątku chwalimy się na czym ostatnio byliśmy w kinie i jak oceniamy film. Przyznam że wpadłam na ten pomysł wracając dziś właśnie z ... ciekawego filmu :PA więc byłam na filmie 'Nowszy model'
Przezabawna komedia (romantyczna?). Pięciolatki walące seksistowskie teksty, babka po czterdziestce umawiająca się ze swoim opiekunem do dzieci, który ma (o dziwo) 25 lat. Wszystko oczywiście kończy się happy end'em, ale warto iść choćby dlatego że teksty tych dzieciaków są na prawdę rozbarajające...
A jakieś dwa tygodnie temu obejrzałam sobie ' Oszukać Przeznaczenie 4.'
I tak wszyscy umarli :P. Jak na 'horror' to zero strachu. Kilka wyłażących flaków... a tak to lajcik...
Czekam na wasze komentarze :)
Ja w wakacje byłam na ,,Harry Potter i Książe Półkrwi''. Mi się podobało, ale tacie, który ze mną poszedł jeszcze bardziej - obejrzał napisy początkowe i obudził się na napisy końcowe:D
Nie podobało mi się spalenie domu Wesleyów (chyba tak się to pisze). Przecież w Insygniach dużo rzeczy dzieje się właśnie w tym domu - urodziny Harry'ego, ślub Billego i Fleur...
Powycinali też wiele fragmentów. Na przykład, te wspomnienia które Dumbledore pokazywał Harry'emu - było ich więcej w książce. W filmie są tylko trzy. Innych rzeczy już nie pamiętam:P
I ostatnio byłam na wycieczce szkolnej, pojechaliśmy na ,,Dzieci Ireny Sendlerowej''. Piękny, wzruszający film, ale jak torturowali Irenę, to nie mogłam patrzeć... Parę osób przyznało się, że płakało...
O, ja z klasą też byłem na Irenie. Świetny film, spodobał się wszystkim.
Ja do kina chodzę tylko na wycieczkach klasowych, ot tak samemu nie lubię ;).
Ja bardzo rzadko jestem w kinie, po co mam jeździc z Jasienicy do Warszawy albo Wołomina tylko po to, żeby obejrzec jakiś film? Poczekam, i za parę miesięcy dostanę od wujka.
Ja dziś idę na Dystrykt 9. Podobno fajny.
EDIT: A potem może na Piłę VI :D. Flaki rządzą!
Dystrykt już oglądałem. Co prawda w domu, ale mimo wszystko... :D
Na czym to ja byłem ostatnio w kinie... Hmm... Chyba na Księciu Półkrwi. Kaszana po całej linii, jak już wcześniej pisałem.
Na czym to ja byłem ostatnio w kinie... Hmm... Chyba na Księciu Półkrwi. Kaszana po całej linii, jak już wcześniej pisałem. Uważam, że obecnie mamy mały kryzys filmowy- liczą się głównie:
- PIENIĄDZE! KOMERCHA!
- EFEKTY SPECJALNE
- Seks :P
Filmy teraz się robi dla kasy. Poza tym, przez kilkadziesiąt lat filmów wyczerpano na razie prawie wszystkie pomysły- były filmy o agentach, o bandytach, o narkotykach, o zdrajcach, o szpiegach, drugowojenne, masa SF...Wszystko było. Wyeksploatowano kino jak razie (dziwnie to brzmi, ale nie umiałem tego inaczej sformułować.). Trzeba czekać na kolejną filmową rewolucję, tak jak to było przy pierwszym filmie kolorowym, pierwszym filmem z głosem, pierwszych komputerowych efektach specjalnych.
A ja wróciłam właśnie z This Is It! :D:D
Polecam, na prawdę genialny film. Szkoda, że te koncerty się nie odbyły w końcu..
Uważam, że obecnie mamy mały kryzys filmowy- liczą się głównie:
- PIENIĄDZE! KOMERCHA!
- EFEKTY SPECJALNE
- Seks :P
Filmy teraz się robi dla kasy. Poza tym, przez kilkadziesiąt lat filmów wyczerpano na razie prawie wszystkie pomysły- były filmy o agentach, o bandytach, o narkotykach, o zdrajcach, o szpiegach, drugowojenne, masa SF...Wszystko było. Wyeksploatowano kino jak razie (dziwnie to brzmi, ale nie umiałem tego inaczej sformułować.). Trzeba czekać na kolejną filmową rewolucję, tak jak to było przy pierwszym filmie kolorowym, pierwszym filmem z głosem, pierwszych komputerowych efektach specjalnych.
Nie wyeksploatowano, poprostu robi się filmy dla mas, dobry film się nie sprzeda, czemu? Bo przy dobrym filmie trzeba pomyśleć, złapać przekaz, refleksje.A przy tym odpada 95% hamerykanów = finansowa klapa
Coraz więcej filmów jest o tańcu. Po jakimś czasie zrobi się to nudne! Przez najbliższe dwa lata nastoletnie dziewczyny będą czekać na kolejne filmy po "Zmierzchu". Jest jeszcze HP i Insygnia Śmierci. Dla małych dzieci wymyślą jakieś idiotyzmy jak "Klopsiki i inne zjawiska pogodowe". A dla dorosłych? Każdy wie.
Coraz więcej filmów jest o tańcu. Po jakimś czasie zrobi się to nudne! Przez najbliższe dwa lata nastoletnie dziewczyny będą czekać na kolejne filmy po "Zmierzchu". Jest jeszcze HP i Insygnia Śmierci. Dla małych dzieci wymyślą jakieś idiotyzmy jak "Klopsiki i inne zjawiska pogodowe". A dla dorosłych? Każdy wie. Dla dorosłych...każdy wie...
Właśnie wczoraj oglądałem z tatą świeżą (sprzed paru lat)francuską komedię. Faceta poraził prąd, i doznał rozdzielenia osobowości- jego ciało buntuje się przeciwko niemu.
Z jednej strony była bardzo zabawna, ale z drugiej...
Lubię gdy w filmach +12 +16 jest szczypta erotyki. Dorośli tego i owego potrzebują, dzieci nie rozumieją, a nastolatki- rozumiecie ;)
Ale, do jasnej nędzy, to co działo się w tym filmie (+16 lub +12, nie wiem bo na FilmBox nie ma oznaczeń- na pewno nie +18 ) przekraczało wszelkie granice dobrego smaku. Aż głupio mi wypisywać tutaj wszystkie nieprzyzwoite zachowania bohatera - a było tego mnóstwo. Od groma wieloznacznych tekstów, basen i maksymalnie wyeksponowane krągłości płci żeńskiej (przy "inteligentnych" tekstach bohatera), spanie w jednym łóżku ze staruszką przez przypadek (tzn. nie tylko spanie...), seks w windzie,a o tym jak się "popisywał" bohater przed swoją ukochaną nawet nie chcę wspominać, gdyż byłem zmiażdżony.
Dobra, ja się wypowiem o filmach, które ostatnio obejrzałam dość długim postem, bo kino odwiedzam przy każdej możliwej okazji.
-Dzieci Ireny Sendlerowej - film świetny, ale nie aż tak jak go reklamują. Serio. No i sentymentalni mogą się na nim utopić w łzach:)
-Dystrykt 9- Niezłe efekty, ale do mnie nie przemówił. Jednak tu trzeba postawić wielkiego plusa za nawiązanie do sytuacji historycznej określanej jako(nie będę sie rozpisywać) odizolowanie czarnych od białych - z którym z resztą mamy do czynienia na co dzień. Przesłanie bardzo dobre.
-Nowszy model - Nigdy nie lubiłam Zety-Jones, chociaż Justina Barthę uwielbiam za rolę w Skarbie Narodów. Film co tu mówić no po prostu zboczony:)
Opiekunek zabawia się z pracodawczynią na kanapie i wchodzi jej dziecko...Ja bym miała ciężką skazę na psychice, a ten chyba ośmiolatek jeszcze z tego żartuje z Opiekunkiem...no comment
Acha no i jeszcze daremna próba zrobienia z komedii - melodramatokomedii. Tak, Amerykanie wszędzie muszą wpakować problemy małżeńskie i z grubsza uczuciowe na najwyższym szczeblu...A film się nieźle zapowiadał, bo humor czasami niezły.
-Odlot- Dobra, nie mówcie, ze jestem za stara na takie animacje, ale to jest tak wzruszające, że beczałam (ja serio rzadko płaczę:)) podczas pierwszych 10 minut, to jest niemych migawek z życia głównego bohatera, bo osobista tragedia staruszka z przerośniętą żuchwą była po prostu tak świetnie przedstawiona. Ale to nie wszystko - tam leciały takie teksty, że po prostu boki zrywać :)
-Galerianki -...Aktorstwo na pierwszy rzut oka straszne, ale jak porównać je ze sposobem bycia prawdziwych pseudo-div, to odtwórczynie głównych ról są po prostu do bólu naturalne. Przesłanie, no wzorem dla nas być nie powinno... Dziewczyna umawia się ze starszym panem (żeby nie powiedzieć prykiem) pod presją opinii koleżanek i dlatego, że nie miała kasy na telefon. Paranoja.
Acha, no i jeszcze słynny tekst - "Jak kupisz mi jeansy to zrobię ci loda" zaryzykuję i powiem, że moim zdaniem oddaje ono rozciągłość psychiki żeńskiej mniejszości klasy społecznej dającej się określić jako : --wstydząca się samych siebie, a zarazem swojej biedy i przekształcająca czesto to zażenowanie w narcyzm i czysty przejaw idiotyzmu--.
Wbrew pozorom film spoko(niestety, to u mnie przejaw globalizacji) -cudza głupota zaczyna śmieszyć.
-Dom nad jeziorem - nie mylić z domem nad rozlewiskiem!!! Tego akurat nie oglądałam w kinie, ale na jutubie i muszę powiedzieć, że jestem zachwycona. Skrzynka pocztowa jako swoisty rodzaj zagięcia czasoprzestrzeni, osadzony w realich współczesnego w jednym przypadku Chicago i odległego o kilka lat w drugim. Acha, ale niekoniecznie dla jednostek lubiących mordobicia bo to, przyznaję to z trudem - film o wątku romantycznym, ale nie przesilonym na maksa na pocieszenie :)
Na zakończenie dodam, że 22 listopada na HBO jest premiera "Złotego Kompasu" polecam, a jeżeli będziecie mieć okazję obejrzeć Most do Terabithii to koniecznie, bo wyobraźnia nie ma granic, ale ma swoje tragiczne skutki...Genialny i zmuszający do rozmyślań :)
Faceta poraził prąd, i doznał rozdzielenia osobowości- jego ciało buntuje się przeciwko niemu. Pewna powieść Lema, konkretnie "Powrót na księżyc", przypomina mi to. U tego lemowskiego zostaja rozdzielone półkule mózgu i facetowi buntuje sie lewa strona. Fajna powieść.
Objerzałem dziś Dystrykt - doskonały. Podobała mi się forma - taki dokument przemieszany z filmem akcji i science fiction. I co ważne - to nie tylko siekanina na kosmiczne bronie. Jest to film momentami nawet wzruszający, odczuwa się w pewnym momencie współczucie dla kosmitów. Moja dziewczyna się pobeczała przy jednej scenie, ale mniejsza o to. Mało który film science fiction wzbudza takie uczucia w widzu. Bardzo pozytywnie wpłynęło to na moją ocenę Dystryktu.
To chyba najlepszy film science fiction roku.
Niby zgadzam się z twoją opinią, ale to jest też troche dziwne.
Pójdziesz do klubu, postawisz 3 drinki, zakładasz gumke i jedziesz. I jest spoko, każdy o tym wie, nikomu nie przeszkadza.
A jakaś laska "zarabia" sobie przy tym, mimo wszystko - na przyjemności, nie rozumiem zdeka gardzenia dziwkami - Robią to co lubią, jest to przyjemne, i im jeszcze za to płacą. Czyż nie jest to ideał dobrej pracy?
Niemniej spory niesmak pozostaje do takowej profesji, ciekawe.
//A dystrykt 9 muszę obejrzeć niedługo.
To kwestia stereotypu moralności Asru. Piszę stereotypu, bo moralnosć nie powinna być sucho określoną definicją, ponieważ to tak naprawdę uproszczone i nie do końca dobrze nacechowane pojęcie, które narzuca nam wiara, przekonania, a nawet szerokość geograficzna na której mieszkamy. Kobiety w RPA zmuszone do prostytucji przez biedę, po pewnym czasie się z nią godzą. Natomiast ja, zwykła Polka oglądając "Galerianki" mogę czuć się zbulwersowana i to nie tylko dlatego, ze jestem chrześcijanką, ale też z powodu znanego odwiecznie pod mianem powściągliwości. Niektóre "rzeczy" powinno się zachować dla osób, które pokochamy.
Napisałeś, ze te dziewczyny mimo wszystko zarabiają na przyjemności. Serio? Jesteś chłopakiem być może masz w owych sprawach doświadczenie, ale nie jako dziewczyna. Ja nie mogę sie tutaj dokładnie wypowiedzieć, ale proponuję Ci porzucić kiedyś na chwilę dumę i wziąć do ręki `Wysokie obcasy` - znajdź tam odpowiedni temat i zastanów się nad tym co na podstawie Galerianek nazywasz `przyjemnością`. Wierz mi, twoje zdanie może raptownie się zmienić...
No i nie wspomniałem, że Dystrykt należy oglądać z przymrużeniem oka. Mało prawdopodobni wydają się kosmici gadający po angielsku oraz zachowujący się trochę jak pawiany w klatce, mimo iż są zdolni przylecieć na ziemię. No i ten brak obrzydzenia u ludzi - trochę zbyt obojętni są w stosunku do nich :P
No dobra, a teraz o filmie, na który zapewne wszyscy czekaliśmy z utęsknieniem...
"Księżyc w nowiu"
O ile "Złoty kompas" w reżyserii również Weitza, otrzymał Oscara za efekty specjalne, to o tyle możemy być pewni, że druga część Zmierzchu nie zostanie pozytywnie przyjęta przez żadnego normalnego człowieka. Dlaczego? Bo po pierwsze film cierpi na chroniczny zanik wszelkiej akcji.
<UWAGA: dalsza część może zawierać informacje zdradzające treść fabuły>
Początek da się jako tako przetrwać, bo w pewnym momencie widz może łudzić się, że do bólu naiwna Bella nie przeżyje ataku wampira. A jednak. Ostatnia nadzieja na ciekawy film prysła. Dalej pojawia się jeszcze kilka możliwości uśmiercenia bohaterki, ale głupia Bella wciąż zmienia zdanie i ani nie daje się zabić kolejnemu krwiopijcy, ani się nie topi, ani nawet nie wykańczają jej Volturi. No idiotka.
<koniec>
Ogólnie rzecz biorąc film jest pasmem dennych, sentymentalnych dialogów, kaloryferów i sapania.
-Czemu kaloryferów? Bo reżyser najwyraźniej chciał się pochwalić umięśnionymi aktorami. Patrząc na wilkołaki i Pattinsona, miałam wrażenie, że zastanawiają się oni "Czy ściągnięcie koszulki to nie za mało? Może jeszcze bardziej zsunąć spodnie? Tylko jak to zrobić żeby nie obnażyć swojej męskości?" oto jest pytanie. Chłopaki serio, bardziej już się nie mogliście rozebrać.
-Czemu sapania? Bo po 10 minutach oglądania można dojść do wniosku, że bohaterowie nie potrafią oddychać przez nos. Naprawdę.
Podsumowując, "Księżyc w nowiu" to strata czasu i pieniędzy. To ekranizacja stanowczo najnudniejszej części sagi, więc naprawdę nie musicie się fatygować żeby ja obejrzeć. Wśród osób, które to przeczytają będzie zapewne przynajmniej jedna oddana/y fan/ka sagi, którą/ego oburzy ta opinia, no ale trudno. Mnie osobiście książki S. Meyer nawet się podobały, ale filmy to żenada. Całkowita. Bezdyskusyjna. Basta.
P.S. Na sali kinowej podczas seansu był tylko jeden chłopak. Dziwne no nie? :)
Heh... Nie chcę podważać tego komentarza, ale jeżeli faktycznie czytałaś książki, to nie powinno dziwić cię to, że Bella wciąż się 'ratowała' a chłopcy łazili bez koszul. W książce było tak samo.
Nie oglądąłam jeszcze 'Księżyca', ale nie wierzę, że będzie on AŻ tak beznadziejny.
A ja wierzę. Takie filmy robione są często na odwal się, bo wiadomo, że i tak odniosą sukces komercyjny. A jeśli nawet jest lepszy od Zmierzchu, to i tak pewnie dalej jest gównem ^^
A ja byłam na Księżycu w nowiu i moim zdaniem był niezły. Pewnie podobałby mi się bardziej gdybym nie znała jeszcze fabuły.
Jeśli chodzi o kaloryfery - mi jakoś to bardzo nie przeszkadzało. :D
Natomiast sapanie.. przyznam, że ja żadnego sapania nie słyszałam, ale w pewnych momentach wyjątkowo irytowała mnie Bella. Ona non-stop miała otworzoną na oścież buzię..
w pewnych momentach wyjątkowo irytowała mnie Bella. Ona non-stop miała otworzoną na oścież buzię.. No, jak ryba :)
Blondi, rzeczywiście wiedziałam, że Bella nie umrze, ale początek filmu był nudny do tego stopnia, do którego podbiega głupota "Kaczora Howarda". O ile w miarę oglądalny był fragment jazdy lamborghini i spotkania z Volturi, o tyle całą reszte można by wyciąć i film by na tym nie ucierpiał, a nawet zyskał, bo ci wszyscy aktorzy po prostu za bardzo starali się okazywać uczucia, itp., itd.
Skrócić Wam treść tego filmu? Proszę bardzo:
Bella -Edwwwarddzziiee...Edwwwarddzziiee! Ugryź mnie!
Edward -Nie Bellloo, Nie!!!
Bella -Tak Edwwwarddzziiee, tak!!!
Jacob -Bello, on jest zły, a ja cię kocham!!!
Bella -Ja też cię kocham, ale zostanę z niiimmm!!!
Jacob -Nie!!!
Edward -Nie!!!Ja odchodzę!!!
Bella -Nie!!!
Już też widziałam 'Księżyc..', co prawda nie w kinie, ale... . Moje koleżanki się nim zachwycają, ale jakoś tak... faktycznie najlepszy nie jest. Teksty Charliego były rozwalające, ale ta Bella... Kristen nie powinna jej grać, po prostu się do tego nie nadaje.
No słaby ten film był i tyle... Ale 5.12 wybieram się na Mikołajka... Przynajmniej mam nadzieję, że pooglądam jakąś dobrą ekranizację.
W sobotę byłam na Mikołajku i muszę przyznać, że to jedna z niewielu naprawdę dobrych ekranizacji książek. Praktycznie cały czas się śmiałam, tak jak większość sali. Przede wszystkim nigdy nie zapomnę min rodziców Mikołajka, gdy pchali samochód do domu:D.
1. To było porsche. Dokładniej porsche 911 turbo. I dobre były jeszcze sceny walk wilków.
2. Byłam z klasą na opowieści wigilijnej. Po prostu... żeby nas na takie coś ciągnąć w gimnazjum to lekkie przegięcie.
3. A ja się wybieram na film 'Avatar'. Mam nadzieję że będzie fajny :)
Czemu przegięcie? Ode mnie ze szkoły idzie pełno klas, ze szkół kuzynostwa też (mam na myśli gimnazja). Może nie wiesz, ale `Opowieść Wigilijna` to lektura dla klasy pierwszej gimn., więc jest to jak najbardziej właściwe. Nie każdemu uczniowi chce się czytać książkę, niech więc przynajmniej obejrzy film. Rozumiem, że chcesz być "dojrzała", ale nie przesadzaj. Bajki można oglądać w każdym wieku, to dlaczego tego nie?
Wiem, że ta książka to lektura, nie jestem idiotką ani ignorantką. Przeczytałm ją już dawno. I nie próbuję być "dojrzała", piszę, co myślę. Bajki można oglądać w każdym wieku, owszem, o ile się chce. Moja klasa nie chciała i co?
Nie twierdzę, że jesteś idiotką albo ignorantką. Zapytałam, bo mogłaś jej jeszcze nie przerabiać. Klasa nie chciała... a czy klasa przeczytała? Są pozycje, których nie wypada nie znać. No i jeszcze jedno pytanie: naprawdę wolałaś zostać w szkole i się uczyć? Nawet jeżeli znasz Opowieść i widziałaś wiele ekranizacji, to ta jest podobno zabawniejsza od wszystkich wersji Muppettowych, Barbie`owych (chyba nie ma takiego słowa), klasycznych itd. Mimo, że poszło się niechętnie to i tak można czerpać z tego jako taką przyjemność.
Nie chciałam Cię obrazić.;) Każdy może mieć swoje zdanie.
Przerabialiśmy już tą książkę, wiec wszyscy powinni przeczytać, a jak jest faktycznie, tego nie wiem. Film nie był zbyt zabawny, tyle chociaż, że w 3D. Nie rozumiem też sensu wleczenia nas na ten film, gdy woleliśmy inny. No cóż, lepszy rydz, niż nic.
Cóż, Opowieść wigilijna jest krótka, więc nawet tym największym analfabetom powinno się udać ją przeczytać :P
Ja oglądałem jakąś ekranizacje filmową. Samą książkę też czytałem. Taka lekka i trzymająca w nastroju świąt.
Ja tylko słuchałam audiobooka. Jest dość... specyficzna. Podobała mi się. Ale filmu nie oglądałam. Ze zwiastunów można wywnioskować, że mocno nagięli fabułę. Z opowieści świątecznej zrobili horror.
'Avatar'
<Uprzedzam, jeśli nie chcesz poznać treści filmu, nie czytaj>
Co tu dużo mówić... Fabuła przewidywalna do bólu, już na samym początku można się domyślić kto zginie, kto się w kim zakocha, kto wygra ostateczne starcie. Były marine, niestety częściowo sparaliżowany trafia na obcą planetę w zastępstwie nieoczekiwanie zmarłego brata bliźniaka.
Ma kierować avatarem - istotą powstałą z krzyżówki DNA człowieka i Na`Vi (autochtonów). Na początku działa na korzyść wojska Ziemi, potem nawraca się na tubylców, bla bla bla, zakochuje się w córce (oczywiście) wodza Na'Vi, bla bla bala, nie lubi się z jej narzeczonym, bla bla bla, rdzenni mieszkańcy Pandory dowiadują się o jego początkowych zamiarach i dziewczyna ma go gdzieś, bla bla bla, wojna, bla bla bla, zwycięstwo i wypędzenie Ziemian. Koniec.
Acha, no i jeszcze transfer umysłu głównego bohatera do ciała avatara (prawie jak w 3K).
<Koniec>
Jeżeli liczycie na ambitną treść to lepiej w ogóle nie wybierajcie się do kina, bo to po prostu kolejny hollywoodzki epos o heroicznym bohaterze, który w miarę z każdą kolejną klatką zaczyna dostrzegać prawdziwe liczące się w życiu wartości. Postaciom od czasu do czasu udaje się zarzucić jakimś zabawnym tekstem, ale na tym komediowość filmu się kończy. Oczywiście, żeby czerpać przyjemność z oglądania nie każdy potrzebuje wybitnych wątków, więc mi 'Avatar' się podobał. Dodatkowy plus za Sigourney Weaver.
Warto go obejrzeć zwłaszcza ze względu na niesamowitą grafikę. Jestem niemalże pewna - w przyszłym roku ten film dostanie Oscara za efekty specjalne. Nie byłam niestety na seansie 3D, bo potem bolą mnie oczy, ale i tak jestem pod bardzo pozytywnym wrażeniem.
Uczta dla oka. Polecam.
Tu jest zwiastun jakby ktoś chciał: http://www.youtube.com/watch?v=N8ndyqA5MNA
'2012'
<Zaczyna się o treści>
John Cusack przypadkiem dowiaduje się o nadchodzącym wielkimi krokami końcu świata. Gdy rozpoczyna się zniszczenie ucieka wraz z rodziną samolotem. Popisowy lot pomiędzy walącymi się budynkami (pilot ledwo umie latać, ale idealnie trafia w każdy przesmyk) zapiera dech w piersiach. Efekty, nie powiem, świetne. Udaje im się zdobyć mapę prowadzącą do arek wybudowanych przez wojsko w Himalajach, główny bohater niemalże traci przy tym życie, jego familia prawie zostawia go wiszącego nad przepaścią, ale o dziwo żona widzi z odległości jakichś 10-12 metrów dłoń chwytającą się gruntu. Lornetka zamiast oczu.
W tym samym czasie prezydent USA postanawia nie wchodzić na arkę, ponieważ uważa, że w odbudowaniu świata bardziej przyda się naukowiec niż polityk. Godna podziwu postawa, mało możliwa w realu, ale przecież chodzi o ideę. Czarna głowa państwa poświęca się za swój lud. Trzeba przecież widzów sugerować politycznie, no nie? Dalej nie dzieje się zbyt wiele, poza tym, że w końcu Cusack i jego filmowa rodzina trafiają bezpiecznie na arkę. Koniec. Ocaleńcy żyli długo i szczęśliwie.
W przybliżeniu tak to było.
<Kończy się o treści>
No, podobnie jak powyżej, piękne efekty, lekka sieczka zamiast treści. '2012' może zagrozić 'Avatarowi' jeśli chodzi o tego Oscara, ale szczerze mówiąc wątpię. Obejrzyjcie jeśli chcecie, a jeśli jednak nie macie ochoty to nie. Nic na siłę. Ten film nie przejdzie do legendy kina.
Roland Emmerich, pseudonim Master of Disaster po raz kolejny stawia ludzkość u kresu jej świata. 'Pojutrze', 'Dzień Niepodległości', teraz jeszcze '2012'... No nie wiem. Depresja? A może tak bardzo nie lubi Amerykanów? W końcu to u nich w filmach Emmericha zawsze jest największa demolka.
Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=xL9mnezJrTY
__________
A tak na marginesie napomknę, że w 2010 'Alicja w Krainie Czarów' w wersji Burtona, z Depp'em, Bohnam-Carter i Hathaway. Nie mogę się doczekać.
Haha wróciłem z Avatara. Co tu dużo gadać. Po 3D boli głowa, ale i tak uzyskane efekty specjalne to po prostu... ARGH, wyszło im przedobrze. A fabuła, choć przewidywalna to nie nudna. Film się lekko przy końcu dłuży, ale ogólnie mimo, że motywy znane z innych filmów, to Avatar'a oglądało, się całkiem przyjemnie. Może poruszyć, jak każda taka historia, może czegoś nauczyć (?) więc nie jest źle. Końcówka naciągana lekko.
No więc i ja zaliczyłem Avatara i w wolnym czasie, lecz bez dostępu do internetu napisałem taką oto recenzję:
Tak więc obejrzałem Avatara, przespałem się z tym i nazajutrz obejrzałem znowu... jestem nawet zadowolony. Trudno mi właściwie opisać ten film i zapiąć w jakieś klamry, rozłożyć na części. Bowiem analiza skazana jest na porażkę. To trzeba po prostu obejrzeć i to w kinie, na bardzo dużym ekranie, siedząc w samym środku sali, z okularami na nosie (wersja 3D) i ze skupieniem. Wtedy i tylko wtedy można w pełni docenić ten film.
Jeśli porównać Avatara do Dystryktu 9, to Avatar będzie miał większy kaliber, ale za to o wiele mniejszą celność :). To typowe amerykańskie kino z wielkim przepychem, wręcz patosem, akcją i sensacją. Generalnie wielkie och-ach i bum-bum. Fabuła kuleje, jest banalna, przewidywalna i generalnie do bani. Można by powiedzieć, że to film czystko komercyjny, nakręcony dla mas. Obraz płytki artystycznie, pobudzający jedynie najprostsze emocje, bez jakiegokolwiek morału, przesłania. Przez dwie i pół godziny oglądamy świat Pandory w boski sposób wygenerowany komputerowo i... to wszystko. Po wyjściu z kina nie pozostaje nam w głowach nic więcej. Fabuła opiera się na jednej z najprostszych konstrukcji. Jest sobie świat zamieszkiwany przez podobne do ludzi istoty, które współżyją z otaczającą je przyrodą. Do tego świata na siłę pcha się człowiek, który naturalnie niszczy wszystko co naturalne i chce wyssać z odkrytej planety drogocenny surowiec. W tym wszystkim jest nasz bohater, Jack Sally, który pod wpływem kobiety zmienia obóz i udowadnia, że jest kimś w rodzaju wybrańca, superbohatera. Potem na scenę wchodzi badguy, któremu trzeba skopać tyłek, bo inaczej wysieka wszystkich w pień dla pieniędzy i własnej rozrywki. I tak właściwie streściłem Wam film. Tyle samo można dowiedzieć się z trailera, więc niech nikt mnie o nic nie posądza ;). Na takiej banalnej konstrukcji wszystko się opiera.
Mimo swojej jednej wielkiej wady Avatar ma także zalety. Gdyby ich nie było, to nie płaciłbym drugi raz 21 zł za bilet. Świat, który powstał w wyobraźni Camerona jest bardzo ciekawy, przynajmniej w moim odczuciu (zapewne ktoś inny powie że to gniot, kwestia gustu). To nie Śródziemie, ani nie uniwersum Star Wars, ale mimo wszystko wygląda całkiem nieźle. Widać, że gościu miał pomysł. Miał też całe 6 lat zanim pojawiła się odpowiednia technologia, by ten pomysł rozwinąć i udoskonalić. Bardzo podobne do ludzi istoty, zwane Na'vi zamieszkują księżyc Pandora (swoją drogą taki sam księżyc występuje w serialu Clone Wars), potrafią w fascynujący sposób integrować się z przyrodą i innymi stworzeniami. Istoty te wierzą w bóstwo, które nazywają Eywa (czyt. Eiła). To bóstwo utrzymuje równowagę w przyrodzie, daje i odbiera życie. Pewnie jak o tym opowiadam, to nie wydaje się aż takie ciekawe, ale na ekranie wygląda na prawdę fascynująco. Praca informatyków, którzy ten świat ubierali w kształty i kolory jest przecudowna. Lepszych efektów nie widziałem nigdy w życiu. Do tego dochodzi gra aktorska na bardzo dobrym poziomie, mam tu na myśli przede wszystkim Sama Worthingtona , który już w Terminatorze pokazał co potrafi. Ale na pochwałę zasługuje też pani Zoë Saldana, odtwórczyni roli Neytiri. Jej postać jest dzika, piękna i niebezpieczna, zagrana idealnie aż ciarki czasem człowieka przechodzą :)
Co się tyczy muzyki... Tak właściwie to wystarczą dwa słowa - James Horner. Po tym nazwisku fani muzyki filmowej od razu będą wiedzieli o co chodzi :), jednak wiem że prócz mnie raczej ich tutaj nie ma :D, więc wyjaśnię. Horner cierpi na brak kreatywności, jeśli tak to można nazwać. Większość jego scorów, to wciąż te same motywy, ale nieco odmienione i przedstawione w inny sposób. On bardzo często odgrzewa stare kawałki i podaje w nowym opakowaniu. Jeszcze 10 lat temu było świetnie. Oglądaliście Braveheart (po naszemu Waleczne Serce, o ile dobrze pamiętam) lub Apollo 13? Tych soundtracków słucha się z prawdziwą przyjemnością. Te dwa filmy to właściwie najlepsze dzieła tego kompozytora, wręcz arcydzieła. Potem był jeszcze Titanic, nie tak dobry, ale ostatni z tych lepszych. Następne ścieżki były coraz gorsze, gorsze, aż wreszcie Horner sięgnął dna. Avatar był dla niego szansą by powstać na nogi lub też pogrążyć się po raz kolejny, możliwe że ostatni. Na szczęście dla kompozytora, Horner wstał. Dość niepewnie, ale jakoś ;). Dzikie bębny, piszczałki i chór, momentami z dodatkiem syntezatorów idealnie pasują do klimatu Pandory, tamtejszej niebezpieczniej fauny i flory. Pod wieloma względami mogłoby być lepiej, ale i tak jest bardzo dobrze. Ktoś na filmweb pisząc recenzje, zatytułował ją "Hollywoodzkie miauczenie". Hah, bardzo chwytliwe, choć moim zdaniem zupełnie nieadekwatne do rzeczywistości. Chociaż... Jeśli ktoś wysłuchałby tylko pierwsze pół minuty tego kawałka:
Becoming One of the People
http://www.youtube.com/watch?v=RUw0ko4pw1w
to mógłby odnieść takie wrażenie :D. Faktycznie nie brzmi to zachęcająco, choć też ma swój urok. Posłuchajcie dalej. Gdzieś przed pierwszą minutą wchodzi temat przewodni. Wpada w ucho i tak właściwie najlepiej słyszalny jest w kolejnym, 6 utworze:
Climbing Up Iknimaya
http://www.youtube.com/watch?v=EdOGFKbs1qc
Temacik nie jest rewelacyjny. Dość prosty i niezbyt ambitny. Amerykański, tak jak i cały ten film. Bardzo łatwo poznać, że to Horner. Jego muzyka ma ten sam charakter i wiele zapożyczeń z poprzednich kompozycji. Przypuszczam, że niektórym przypomni się Titanic :) Niemniej w połączeniu z obrazem na ekranie wypada to bardzo dobrze, nie trzeba niczego więcej.
Wart uwagi jest jeszcze ten utwór:
Jake's First Flight
http://www.youtube.com/watch?v=hExDHXRAkt8
Ten chór na początku i spokojna, wręcz sentymentalna końcówka... cudeńko :D
Jeszcze jedna rzecz, która mnie urzekła, to smyczki tuż przed 7 minutą najdłuższego i ostatniego symfonicznego utworu na płycie:
War
http://www.youtube.com/watch?v=gBc7jvaM0Cs
Mimo ciężkiego i odstraszającego początku, Horner wypływa potem na nieco spokojniejsze i ambitniejsze wody. Łapie wiatr w żagle, że się tak wyrażę. Najlepiej widać to właśnie w siódmej minucie. Te smyczki są świetne, szkoda że nie zostały wykorzystane w filmie. Już je rozpracowałem i potrafię zagrać :P
No więc reasumując...
reżyseria (w końcu to Cameron) - 5
zdjęcia (po prostu bardzo dobre, szczególnie ujęcia gór Allelujah, nie zauważyłem niczego do czego można by się przyczepić) - 5
muzyka - 4
gra aktorska - 5
fabuła - 1
efekty specjalne - 6
Ogólnie - 4+
Moim zdaniem ocena w pełni zasłużona i sprawiedliwa. Jak tylko Avatar pojawi się na DVD, to możliwe, że sprawię sobie jedną płytkę. Nie jestem do tego mocno przekonany (jak mówiłem wcześniej - ten film powinno sie oglądać na dużym ekranie i w 3D, tylko i wyłącznie w kinie ma on swój urok), ale warto byłoby mieć na półce dzieło Camerona. Natomiast Hornera z pewnością dofinansuję tymi sześćdziesięcioma złotymi (no fakt, dość drogo, ale to na razie tuż po premierze, potem cena pewnie spadnie). Jak mówiłem, jest to powrót Hornera po latach. Nie znowu jakiś taki wielki i głośny, ale jednak. Zobaczymy co będzie dalej.
Co do wersji 3D... Na prawdę boli was coś od tego? Lol xD. Mnie tylko okulary upijają w uszy (pewnie dlatego, że nie jestem do nich przyzwyczajony), więc owijam je w dwie chusteczki i po sprawie. Mogę się cieszyć komfortowym oglądaniem xD. A tak na serio co do tego bólu... to pewnie dlatego, że podczas filmowania w technice 3D wciąż występuje (i będzie występowało, bo taki już urok sztucznego oka, czyli każdego obiektywu) takie zjawisko jak głębia ostrości. Przykładowo w momencie kiedy mamy rozmowę dwóch postaci. Kamera umieszczona jest z tyłu nad ramieniem pierwszej z nich, obserwując drugą postać, która coś mówi. W takiej sytuacji ostrość jest ustawiona na drugi plan (czyli osobę mówiącą), co przy małej głębi ostrości sprawia, że pierwszy plan (czyli osoba słuchająca, odwrócona do widza tyłem) jest rozmyta. Jednocześnie w technice 3D doznamy złudzenia, że osoba na pierwszym planie (czyli w dalszym ciągu ta słuchająca i rozmyta) jest bliżej nas, prawie na wyciągnięcie ręki. Jednak kiedy będziemy chcieli spojrzeć na tą osobę na pierwszym planie (w dalszym ciągu ostrość jest ustawiona na drugi plan) będziemy mieli problem. Bowiem to tylko złudzenie i to co chcielibyśmy zrobić nie jest możliwe. Obraz tak na prawdę wciąż jest dwuwymiarowy, wyświetlany na płaskim ekranie (pomijając, że ekran kina jest lekko zaokrąglony). Nasze oko nie będzie w stanie odpowiednio zareagować, chyba że operator kamery ustawi ostrość na pierwszy plan (odwracając sytuację i powodując, że patrzenie na drugi plan będzie dla nas niewygodne). Stąd właśnie ból głowy lub oczu :). Wiem, że to trochę pogmatwane, ale nie da się tego jaśniej wyłożyć.
Chciałem w tym poście napisać jeszcze o Moon'ie... ale mam coś do zrobienia, więc może następnym razem kiedy znajdę chwilę.
EDIT: A, no i zapomniałem o jeszcze jednym. Bardzo prawdopodobne, że obejrzę Avatara również i trzeci raz. Nie dlatego, że mi się jakoś wybitnie podobał (4+ jak już wcześniej napisałem), ale ze względu na Camerona i Hornera. Ani jeden ani drugi od dawna nie stworzył niczego interesującego. Z tego też powodu długo wyczekiwałem tej premiery. I również z tego powodu chcę to zobaczyć trzeci raz ;).
Recenzja spoko, ale ja za fabułę dałbym 2. Jest prosta i typowo amerykańska, ale są gorsze filmy, w których fabuły całkiem brakuje, a widz ogląda bijatykę przez dwie godziny :)
Ta niska nota za fabułę ma związek z samym Cameronem. Stać go było zdecydowanie na więcej. Bardzo nie lubię filmów, w których konflikt pomiędzy dobrem a złem jest jasno zarysowany i opiera się na zwykłym starciu dwóch sił, bez żadnego sensownego podłoża. Oglądając takie filmy, mam wrażenie że twórcy traktują mnie jakbym nie miał mózgu. Taka czysta masa mięśniowa, bez rozumu wlepiająca gały w ekran.
Luku, 1 za fabułę? O niee... Dziś byłem na Avku i dałbym 2-3 :D Co prawda przewidywalna i niezbyt wymyślna, ale tu chodzi o efekty, o show, żeby człowiek nie skupiał się na pokrętnych pomysłach scenarzysty. Poza tym jest przesłanie. W skrócie brzmi ono:
Gdziekolwiek człowiek nie pójdzie, rozp******i wszystko co znajdzie dla kasy.
Ew., w związku z tym:
Zmieńmy się! :(
Poza tym to była wyraźna aluzja do Iraku... Nie wychwyciłeś, gruboskórny okrutniku? :E
Mnie film oczarował. Majstersztyk po prostu, epicki aż do bólu. Było troszkę nieścisłości, ale i tak mi się straszliwie podobało. Idę drugi raz :D Trzeci może też :D
Widziałem Avatara dwa razy - w IMAX'ie i w Cinema City(Dolby 3D).
Nie jestem specjalistą, więc się streszczę. Film wciąga, mimo swoich wad. Nie jest arcydziełem, nie jest też gniotem. Mimo schematycznej fabuły, posiada wiele innych zalet. Strona wizualna dzieła - krajobrazy i postacie - jest dopracowana w każdym szczególe. Gra aktorska doskonała, mimo, iż musimy odczytywać uczucia z niebieskich twarzy Na'vi. Tutaj gratulacje dla Zoë Saldany, która odgrywała rolę Neytiri dzięki technologi motion capture, za doskonałą grę. Te wybuchy złości Neytiri były naprawdę pełne pasji. Świat Pandory (globalna sieć żywych istot) w miarę trzyma się kupy, w każdym razie na upartego można mówić, że to w dalszym ciągu science fiction.
Więc tak:
fabuła -5/10
reżyseria - 9/10 (to w końcu Cameron :P)
zdjęcia - tutaj wtrącę. Doskonała jakość ujęć, żadnych niedociągnięć, ale... ruch kamery nie był jakiś fenomenalny, dlatego 9/10.
gra aktorska - 10/10 (za Neytiri)
efekty - wiadomo 10/10
Czyli - moja średnia ocena to 9/10. Film na długo zapadnie mi w pamięci, a jak wyjdzie DVD to na pewno kupię ;)
JEŚLI bolą was oczy/głowa po kinie 3D - nie chodźcie do IMAXA, tylko wybierzcie Multikino lub Cinema City. Stosuje się w nich o wiele cieńsze okulary, ekran jest co prawda trochę mniejszy, ale w IMAXie traci się jakość obrazu względem wielkości. Cytuje wikipedię:
Popieram wikipedię ręcami i nogami. Po IMAXie bolały mnie strasznie oczy, po seansie w Cinema City(technologia Dolby 3D) nie odczuwałem żadnego dyskomfortu. Ja nigdy już nie pójdę do IMAXA, dopóki w całej Polsce nie wprowadzą cyfrowych. Na razie tylko w Łodzi jest taki. Także ludzie - zrezygnujcie z IMAX'a, jeśli ma was te dwie godziny głowa boleć.
W Krk takiego nie ma, jest w Łodzi czy tam Wrocławiu - jeden na całą Polskę :D
//Tak konkretnie to w Łodzi. Dzięki za wskazanie pomyłki ;)//Procek
Film był wyrąbisty, fabuła naprawdę spoko (przewidywalna? eee tam trudno), końcówka naciągana, jak ten cały dowódca najpierw wyskakuje z wybuchającego statku, potem się pali, potem żyje bez tlenu etc. Ogólnie film mega, kupiłbym na DVD, ale na mój TV nie ma sensu :)
Czemu życie bez tlenu jest naciągane? Wyraźnie mówili - 20 sekund do utraty przytomności, JEŻELI oddychasz tamtejszym powietrzem. W kapsule mecha jest tlen, a potem założył maskę. Nie wiem, o co ci chodzi :P
[Nie zauważył] Też na tym byłem zawaliste dobra fabuła dobra grafika no i zbili na tym fortune
Wydawało mi się, że jak mu ta cała Nieryjty zbiła szubkę w mechu tym swoim jamnikiem, to koleś sobie tam siedział beztlenowo.
Tego filmu oglądać na kompie (pirat? :|) po prostu NIE MOŻNA. W 3D w kinie są takie uber-pro efekty, że oglądanie cama z kina w domu jest absolutnie bezsensowne. Tracisz esencję filmu.
Dziobal: delikatnie mówiąc, zniszczyłeś swoim stylem wypowiedzi całą magię tego filmu :o 20 sekund do założenia maski spokojnie by wytrzymał. Procek mówił to stronę wcześniej.
Eee, jestem pewien, że koleś był zziajany i nawalał się z tymi smerfami spory kawałek czasu! I nie posądzaj mnie i niszczenie magii filmu! Jest wyrąbisty i gdybym miał na ścianie 42-calową plazmę, to już bym kupił na DVD.
Niszczysz magię i koniec!
Kupuję DVD (monitor Full HD) ale to i tak nie to samo co 50 cal plazma i Blu-Ray... :(
Quaritch miał kondycję... On w pierwszej scenie (jak Sully do niego przyszedł) pakował na ławeczce ze 110kg :o (tak na oko, po odważnikach)
fabuła - 1 Ty tu wyjeżdżasz z jedynką, a Cameron dostaje za Avatara Złoty Glob. No pięknie. :D
Na co ja bym mogła pójść do kina? :D
Księżniczka i żaba
Walt Disney. Zdobywca największej ilości Oscarów w historii, razem z bratem założył The Walt Disney Company, a jego spadkobiercy robią debilne seriale o Hannie Montanie, Jonasach i reszcie żałosnych celebrytów, których w USA możemy spotkać na każdym kroku, choćby uśmiechających się sztucznie na papierze toaletowym. Jednak mimo to zachowałam krztę szacunku dla wytwórni, głównie ze względu na takie filmy jak Odlot, co to nie są disnejowskie do ostatniej kropli, bo nie bardzo chce się robić tej bandzie swoje filmy, łatwiej prowadzić dystrybucję Pixara, ale jednak noszą jej logo.
Owego pamiętnego dnia, kiedy to usiadłam na fotelu w kinie i obejrzałam Księżniczkę, wrócił sentyment znany tak dobrze z Lisa i psa, Króla lwa, czy też Kopciuszka.
Jeśli chodzi o treść:
function showHide(what){ a=what.getElementsByTagName("div")[0]; if(a.style.display=='none'){ a.style.display='block'; }else{ a.style.display='none'; }} Tiana, uboga dziewczyna ma kilka dni na kupienie lokalu na restaurację inaczej okazja przepadnie nieodwołalnie. Niestety, przez niepomyślne zrządzenie losu, zamienia się w żabę próbując uratować księcia Naveena, przemienionego w płaza za sprawą czarownika voodoo. Jedyną osoba mogącym im pomóc wrócić do normalnej postaci jest mama Odie, szalona wiedźma z bagien, na poszukiwanie której Tiana i Naveen wyruszają w towarzystwie zakochanego w gwieździe świetlika Ray'a i pragnącego grać w orkiestrze krokodyla Louisa. Tymczasem sługa księcia podszywa się pod niego dzięki talizmanowi (od wspomnianego czarownika), wypełnionemu krwią monarchy. Jednak kończy się ona a bez niej trudno będzie namówić księżniczkę Charlottę do ślubu z oszustem, a tym samym ograbienia jej i zwiania z kasą. Tak więc pozytywni bohaterowie szukają ratunku i zarazem uciekają przed wysłannikami zła, duchami czarownika, który to tak bardzo namieszał w życiu mieszkańców Luizjany i jest gotów na wszystko by tylko zdobyć krew Naveena.
Prześliczna bajka, a wrażenie to potęguje akcja rozgrywająca się w Nowym Orleanie, które to miasto pokochałam od czasu obejrzenia zdjęć przywiezionych przez mamę i poobwieszania pokoju rysunkami Jamiego Hayesa.
Jazz, kreskówkowa grafika 2D, świetne piosenki ('Świecące tyłki znaczą wam szlak' - takie to głupie a jakie fajne. Śpiewający świetlik śni mi się teraz po nocach i to w pozytywnym sensie. :) ) i uroczy bohaterowie (krokodyl nazwany Louisem na cześć Armstronga i jego trąbka, noż po prostu! xD), no mnie to wystarcza. :D Możecie powiedzieć, że jestem dziecinna, trudno, zdarza się, ale na to nie bardzo działa aspiryna.
Jeżeli chodzi o ewentualne minusy: rodzina królewska w Nowym Orleanie (a może???), to po pierwsze, a po drugie, taka nadto rzucająca się w oczy poprawność polityczna. Znaczy się nie mam nic przeciwko bohaterce murzynce, ani reszcie czarnoskórych postaci, ale ostatnio w Ameryce zbyt często przykłada się wagę do koloru skóry w filmach. A to w 2012, teraz w bajce dla dzieci. W Księżniczce co prawda pojawiają się biali,choć ich rola jest niewielka, tacy wyobcowani nieco.Wolałabym żeby nie rzucało się to tak w oczy, bo może to i Nowy Orlean, jednak bez przesady. Lekko zachwiana równowaga.
Podsumowując: polecam gorąco. 'Księżniczka i żaba' to powrót do dawnej jakości Disneya. Nawet starsi nie będą się nudzić, bo jest po prostu świetna. Moim zdaniem. :D
Ty tu wyjeżdżasz z jedynką, a Cameron dostaje za Avatara Złoty Glob. No pięknie. :D Klaudio...
To jest początek ;>
:twisted:
Cameron dostanie za to Oscara, i to niejednego... A przynajmniej tak sądzą ludzie :D Ja obstawiam co najmniej 5 :P
//Facet, ja to wiem, tyle, że luk jest przyszłością Hollywood, jakbyś nie wiedział, ma je przenieść na wyższy poziom. :D A tu taki dżinks. I przestań z tym 'Klaudio'. Straszne to.//Klaudia
Klaudyjo :lol: luk forumowy? :D
//Obrażę się. I tak, forumowy.//Klaudia
No to tak:
Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna
Ogólnie lubię filmy przygodowe, więc i na ten się wybrałam. Czy jestem zadowolona? W sumie nawet tak, chociaż powalające to to ot co nie jest.
Nastolatek pewnego dnia dowiaduje się o swym boskim pochodzeniu, trafia do obozu dla jemu podobnych i równocześnie traci matkę. Film nie może być za długi, więc Percy nie dostaje czasu na użalanie się co jest niezmiernie wkurzające, bo podobno ową matkę kochał. Kiedy tylko dociera do niego informacja, że Hades ma ja przetrzymywać gdzieś w Krainie Cieni, wyrusza na akcję ratunkową razem ze swoim opiekunem - satyrem oraz córką Ateny, która kilka godzin wcześniej dała mu w papę tak, że nie miał prawa wstać. No tak, ale ta niesamowita moc górskich źródełek... Dotkniesz wody i jedziesz dalej. A ja myślałam, że 'pij mleko, będziesz wielki'. I tak upływa 14 dni wyznaczone, na oddanie pewnej zabawki Zeusa, o kradzież której został oskarżony Percy. Na początku motywy chłopaka opierają się jedynie na odnalezieniu matki, jednak kiedy piorun się znajduje, rozpoczyna się walka na śmierć i życie ze złodziejem, kto wygrywa chyba wiecie, potem pojednanie z ojcem - Posejdonem i everything's gonna be ok. No cóż, fabuła jakoś specjalnie ambitna nie jest.
Jak to bywa z filmami powstałymi na podstawie książek, akcja w 'Perciem...' toczy się bardzo szybko, nie widać wyraźnie upływu czasu, bohaterowie myk myk i są na drugim końcu Stanów. Ten obraz zawiera elementy fantastyczne, więc nie zdziwmy się kiedy Percy i spółka pokonają wszystkie przeszkody jakie będą miały nieszczęście stanąć na ich drodze, łącznie z Minotaurem i hydrą. Strasznie irytujące, że chłopak w dzień, czy dwa z ofiary losu zamienia się w herosa, ale to już chyba zastrzeżenie dla autora książki.
Jeśli chodzi o obsadę (całkiem pokaźną zresztą): w filmie zobaczymy m.in. Pierca Brosnana, Umę Thurman i Seana Beana. Pojawiają się co prawda tylko w rolach drugoplanowych, ale i tak jest dobrze. Co do aktorów grających głównych bohaterów: Percy z profilu wygląda jak mops, który dostał łopatą w twarz, a oczy jego dziewczyny niezmiernie mnie przerażały, albo tak mi się umaiło. ;)
Podsumowując, Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna to film o niezwykle długim tytule, stanowiący lekkie kino dla młodzieży, czasami potrafiące rozbawić, a czasami wywołujące tik zwany facepalmem. Brak specjalnie ambitnej treści, więc można poddać się nieintelektualnej rozrywce tak z nudów. Czy polecam? Hmm... Jeżeli ktoś lubi takie połączenie: świat współczesny i mity, to owszem, a jeśli nie - niekoniecznie. Można obejrzeć z jako taką przyjemnością, jednak bez fajerwerków.
Kołysanka
Juliusz Machulski to jeden z tych polskich reżyserów, którzy nawet dzisiaj potrafią zrobić fajny film. I tym razem mnie nie zawiódł.
Kołysanka opowiada o rodzinie wampirów sprowadzającej się do małej wsi na Mazurach, Odlotowa. Wampiry jak to wampiry pożywiać się muszą i do tego pozostaje jeszcze ukrywanie tajemnicy. Dlatego większość gości, którzy odwiedzają Makarewiczów znika w tajemniczych okolicznościach. Z racji nieudolności policji i interesujących umiejętności krwiopijców ta fraszka trwa pewien dłuższy czas, dopóki wampiry nie postanawiają przenieść się do Warszawy. Zanim jednak to nastąpi, a tym samym koniec filmu, jesteśmy świadkami pasma komicznych sytuacji.
Machulski korzysta z palety aktorów znanej już dobrze z jego poprzednich filmów, m.in. Więckiewicz, Ostrowska, Pawlicki, co wcale nie jest minusem, ponieważ to właśnie same postacie tak ładnie zagrane, najbardziej rozśmieszają w Kołysance. Ministrant, ksiądz, stary wampir, itd.
Co tu dużo pisać, film po prostu świetny, zabawny, ciekawa fabuła, dobra jak na polskie warunki gra aktorska, jakość znana z Machulskiego... Te swojskie klimaty wsi i melodyjka grająca w tle przez większą część filmu... Polecam, bezapelacyjnie.
Mikołajek
Goścninny i Sempe stworzyli postać pociesznego chłopca już dość dawno temu, jednak książki o jego 'przygodach' do dziś mają wzięcie wśród czytelników, niekoniecznie tylko młodych. Tym razem spotykamy Mikołajka na dużym ekranie i poznajemy jego lęki wyjęte rodem z bajki o Tomciu Paluchu. Otóż Mikołajek dedukuje z zasłyszanej rozmowy rodziców, iż będzie miał młodszego braciszka. Przychodzi mu do głowy, że rodzice postanowią się go pozbyć, porzucić w lesie, bo nie będzie im już potrzebny. Z tego powodu Mikołajek wraz z kolegami podejmuje się wynajęcia płatnego zbira, który będzie gotów porwać jego brata. Zbir jednak zbirem nie jest, jak można się domyślić, ale chłopcy o tym nie wiedzą i zaczynaj karkołomne próby zdobycia pieniędzy. W między czasie jest jeszcze oczywiście szkoła i sytuacja domowa, które naprawdę potrafią rozbawić.
Co tu dużo mówić, film po prostu bardzo fajny, jeśli chodzi o obsadę to rozpoznałam tylko jednego aktora (to francuski film), długość w sam raz, no i ten Kleofas. W całym Mikołajku on był najfajniejszy moim zdaniem. :D Cudowne stworzenie.
Tylko polecić.
Randka w ciemno
Olaboga, jakie to beznadziejne. Kolejna durna polska komedia romantyczna, w której za zadanie śmieszyć ma raczej Dereszowska waląca kurw*mi na prawo i lewo, niż właściwy dowcip.
Chodzi mniej więcej o to, że jest dziewczyna. I dziewczyna ma koleżanki. Koleżanki wkręcają ją do programu 'Randka w ciemno', bla bla bla, gdzie oczywiście grający facet (Szyc) wybiera akurat ją, tak się składa, że wcześniej znali się z baru, w którym ona jest kelnerką, on stałym bywalcem, płyną promem gdzieś tam. Dziewczyna poza koleżankami ma jeszcze kolegę (Żurek), uważa go za geja, którym on nie jest, bo kocha się w niej, tylko mieszka z innym gejem bo tak mu wygodnie. Ten Szyc okazuje się być gnomem oczywiście, kiedy dostaje kosza od naszej głównej bohaterki idzie ogrzać pierzynę producentce (Dereszowska), która razem z nimi popłynęła tym promem gdzieś tam, no i tak dalej. Oczywiście do bólu spostrzegawcza dziewczyna w końcu orientuje się, że jej kolega gejem nie jest i ją kocha, ona stwierdza, że ona jego też, etc.
Aktorzy: główna bohaterka jest dla mnie zagadką, a nie bardzo mam ochotę sprawdzać kto ja grał, Szyc w beznadziejnej roli, lepiej jest jak gra przygłupa, Dereszowska oczywiście sobie kurw*je, jak w większości filmów, Lesław ‘rodzice mu krzywdę zrobili’ Żurek to jako taka nowość na polskiej scenie show biznesu, wcześniej miał dość ambitną rolę w Małej Moskwie, ale jak widać chęć zarobku robi swoje i spada się z poziomu, Linda, ech, beee. Spotykamy jeszcze kilku poza Szycem aktorów z Joba, co mnie niezmiernie smuci.
Ogólnie film denny, przewidywalny, pełny przerysowanych charakterów, dobro-zło, i tak dalej. Nie polecam, gdybym mogła to bym wam nawet zabroniła na to iść, bo to strata czasu i pieniędzy. Takie sratatata, które ktoś próbuje ubrać w ładny papierek.
Ostatnio "Whole Traina" znowu sobię obejrzałem,jest klimacik, polecam, ale raczej film dla ludzi którzy się hip-hopową kulturą jarają.
Sherlock Holmes
Tym razem Holmes ma do czynienia z czarną magią. Razem ze swoim kompanem Watsonem muszą zmierzyć się z Lordem Blackwoodem. Co z tego wyniknie i jak się potoczy fabuła to już musicie sami zobaczyć, bo ciężko to opisać. :D Ogólnie o filmie to jest genialnie nakręcony. Świetni aktorzy, ciekawa i zawiła fabuła, wszystkie wątki są ze sobą powiązane. Posiada elementy nowoczesności, ale akcja dzieje się w starszych czasach. Świetnie się na nim bawiłem. :)
Holmesa obejrzałem, ale nie wnikałem jakoś szczególnie... Nie mogę sobie nawet przypomnieć czyja to reżyseria, musiałbym sprawdzić w necie :). Ale reżyser nie był znaczący... Wrażenie robią zdjęcia. Sekwencje, w których Holmes obmyśla poszczególne ruchy, a potem bezbłędnie i identycznie powtarza to podczas walki :). Jest też tak jedna scena, z punktu zdjęć wręcz banalna do nakręcenia, w której Holmes siedzi pod ścianą i brzdąka na skrzypcach. Kamera robi powolny najazd, a on brzdąka coraz szybciej, powoli zaczyna to przechodzić w symfoniczną muzykę Zimmera, aż wreszcie sfrustrowany Holmes rzuca skrzypcami o podłogę :D (mój Boże! Toż to ciężki grzech rzucać takim instrumentem o podłogę!). Prawdziwy majstersztyk pod względem aktorskim, muzycznym i operatorskim. Muzyka Zimmera ogólnie stoi na poziomie, ale nie wnikałem w nią szczególnie. Nawet nie zapoznałem się z soundtrackiem. Tak tylko obejrzałem film i na tej podstawie oceniam :).
Nostalgia anioła
Całkiem niezły film. Niebanalna fabuła, choć z deka marne zakończenie.
Opowiada o brutalnie zamordowanej dziewczynie, o tym jak przebywa w świecie pomiędzy niebem a ziemią, o dalszych losach jej mordercy i rodziny. Smutny, to trzeba przyznać, czasami straszny, ale mnie się bardzo podobał. Jak ma się film do książki nie wiem, bo nie czytałam, jednak mg moich znajomych rzekomo gorszy.
Ewentualne minusy to zbyt duża część akcji dziejąca się w miejscu, w którym przebywać ma duch zmarłej Susie. Te momenty przynudzają, chociaż nie zawsze - czasami dzięki nim sporo rzeczy się wyjaśnia.
No i pewna scena już pod koniec filmu wydała mi się za bardzo naiwna:
function showHide(what){ a=what.getElementsByTagName("div")[0]; if(a.style.display=='none'){ a.style.display='block'; }else{ a.style.display='none'; }} Jakimś sposobem młoda Salmon całuje chłopaka kochanego za życia, 'wchodząc w ciało' innej dziewczyny. Ogólnie nie wiem co zrobiła, w każdym razie nie bardzo miało to sens poza uzyskaniem przez główną bohaterkę wiecznego spokoju, etc. Przesadzone nagięcie realizmu.
Fajne było za to, że poza tym wyżej wymienionym, zmarła nie miała praktycznie możliwości ingerowania w świat żywych, nie trwała też ciągle patrząc na to co dzieje się z jej bliskimi, po prostu spędzała czas, tam gdzie trafiła, czasami się bawiąc, czasami nie.
Obsada doborowa, m.in. Wahlberg, Weisz i rewelacyjna jak zawsze Susan Sarandon, która mimo niedużej roli wydała mi się najfajniejszą postacią. Jako czarny charakter występuje Stanley Tucci i przyznam, że pasuje mi do granej przez siebie postaci bardziej niż do wcześniejszych, w których miałam okazję go oglądać (np. jako Scotta w Co jest grane?).
Alicja w krainie czarów
Film posiada fabułę niezwykle prostą, głównie opartą na książce. Pomimo to film się przyjemnie ogląda. Zachwycają postacie znikającego kota, gadającej gąsienicy, królestwo czerwonej królowej (dlatego też polecam wersję w 3D).
W dość dużym uproszczeniu to Alicja (Mia Wasikowska) po raz drugi wpada do króliczej nory. Tylko, że teraz ma 19 lat i ma się zaręczyć z hrabią. Szczególnie ciekawy był moment wpadnięcia przez dziurę i lot przez nią. Później zgodnie z wydarzeniami w książce spotyka braci bliźniaków i gadającą gąsienicę. Dalej fabuła odbiega mocno od książki. A mianowicie chodzi o to, że Alicja ma zabić specjalnym mieczem żaberzwłoka. Gdy tego dokonuje biała królowa odzyskuje władzę, a czerwona zostaje zesłana na wygnanie.
Plusami tego filmu są napewno neologizmy takie jak: żaberzwłok, chwarny dzień i wiele innych, których zapamiętać nie sposób. Na pewno też postać Kapelusznika (Johnny Deep ) która stała się znacznie ważniejsza i ciekawsza niż w pierwotnej wersji. Fil był przyjemny, lekki, miło się go oglądało. Szczególnie zachwyciły mnie sukienki Alicji, których naliczyłam gdzieś z sześć. Sama chętnie bym takie zakupiła ;) Minusem było to iż film był za bardzo przewidywalny i niektóre rzeczy zbyt łatwo przychodziły głównej bohaterce. Podsumowując filmy godny polecenia poprostu niemal magiczny, aczkolwiek nie jest to nic odkrywczego (biorąc pod uwagę fabułę).
Nasza niania jest agentem
Kolejna komedia w wykonaniu Jackiego Chana w roli głównej. Fabuła jest całkiem prosta, niezbyt skomplikowana. Głowny bohater prowadzi podwójne życie. Na codzień jest zwykłym człekiem sprzedajacym ołówki, nikomu nie zawadzającym mieszkańcem miasteczka. Jednak pod twarzą sprzedawcy ołówków kryje sie agens CIA. Fabuły nie będę bardziej tutaj zdradzał, ponieważ moze to zepsuć frajdę z ogladania filmu. Zawarte jest w nim wiele śmiesznych momentów, przy których można sie naprawdę uśmiać. Sam to sprawdziłem i się nie zawiodłem. Uśmiałem się jak nigdy.
Polecam wszystkim osobom lubiącym filmy komediowe z odrobiną jakiejkolwiek akcji. :)
Autor Widmo
Polański jakiego lubię, czyli bardzo ponury, bardzo pesymistyczny, bardzo dynamiczny i, mimo podeszłego wieku i wiadomej afery, w najwyższej formie. Niby to film sensacyjny o tytułowym ghostwriterze wplątanym w polityczno-szpiegowską intrygę, ale bardzo ciekawa konstrukcja głównego bohatera i rozmieszczenie pewnych akcentów sprawiają, że można go traktować jako metaforę. Bardzo ponurą, jako się rzekło. Świetny film.
Jak wytresować smoka
Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=OXcjm7EGfyc
Wczoraj miałam okazję obejrzeć tę sympatyczną bajeczkę, która była tym bardziej sympatyczna, że za darmo [ale w kinie ofc], a i towarzystwo całkiem całkiem.
Fabuła ma się mniej więcej tak, że jest sobie chłopak-ofiara, ale obdarzony ojcem-wodzem. Czkawka, bo tak ma na imię główny bohater nie może sobie znaleźć panny mimo ojca-wodza [hmm... naiwne ;)], i fantazjuje jakby to było, gdyby w końcu się wykazał i zaimponował uwielbianej przez siebie Astrid. Reszty dowiecie się ze zwiastuna: jego los splata się ze smokiem, przedstawicielem innego, rzekomo wrogiego gatunku. Zaprzyjaźniają się, co przez pobratymców Czkawki zostaje odebrane jako zdrada. Ale zaraz, czemu to tak znajomo brzmi? Ach, no przecież. "Pocahontas", "Avatar", może jeszcze jakiś tytuł by się znalazł. Samo skojarzenie z "Avatarem" potęguje się tym bardziej, gdy bohater filmu leci na smoku koło skał spowitych mgłą. Prawie jak Jake Sully na Toruku przy latających górach Hallelujah. :|
Co do żartów w "Jak wytresować..." to mnie śmieszyło mnóstwo rzeczy, ale ja to ja, a np. mój towarzysz strzelał facepalmami kiedy ja się chichrałam, no więc... ;) Jednak do innych filmów tych samych twórców ["Shrek", "Madagaskar"], ten humorem się nie umywa, nawet jak dla mnie.
Grafika typowa dla takich bajek, pucułowate postacie z wielkimi, błyszczącymi oczami, ale ten smok, Szczerbaty, jaki on jest słodki. :) Na 3D nie byłam, bo po prostu nie lubię, nawet "Avatar" wydał mi się lepszy na normalnym seansie.
Ogólnie rzecz biorąc, BARDZO lekkie 'kino', które mnie oczywiście, a jakże inaczej, zachwyciło. ;)
Okej, to lecimy.
Twilight 1&2!
Udało mi się niedawno obejrzeć twilighta, wiem że ma to coś z sadomaso ale tą kwestię przemilczmy.
Ogólnie jest to, póki co, najdurniejszy film jaki widziałem, cały disneyowy chłam nie dorasta mu do pięt, więc, jak ktoś lubi oglądać przepełnione amerykańskim idiotyzmem i idiotyzmem ogólnym filmy - polecam.
Zachwyca postać głównej bohaterki która jest gotowa obciągnąć w każdej chwili - non stop rozwarta gęba oznacza przyssanie się do wiadomej części męskiego ciała w setną sekundy mniej - props!
Niesamowite są postacie wampirów, przypominające małe skundlone pieski, jakaż dobroć się z nich wylewa!
Fabuła to majstersztyk, nasza kochana główna bohaterka jest elo-smakowitym kąskiem dla wampirków, ale nie, basta, przecież muszą ją chronić!
Druga część, wampirki dają nogę, bo wiadomo, lepiej się chroni przed innymi wampirkami będąc pareset kilometrów dalej, ale spokojnie - nasza kochana bohaterka wpada w towarzystwo wilkołaków, którzy w ludzkiej postaci mają ogromny wstręt do t-shirtów.
Ale spokojnie, nasza kochana bella kocha wampirka i ratuje mu dupsko, i to dwukrotnie, jest prawie heppi end bo wikołaczek kocha się w belli a bella w wampirku i wilkołaczku, ponadto, jednym z warunków uratowania dupska własnego przez belle była zamiana jej w wampirka,a to wilkołaczkom przypomina o umowie, coby wampirki nie tykały ludzi, ups, a to klops, i jak tu zdecydować, czy non-stop mieć otwartą gębuche dla wampirka czy wilkołaczka?
Z niecierpliwością czekam na część trzecią!
Hancia!
Taaak, Hancia na wielkim ekranie
Jedzie na wioche, zakochuje sie, żal jej dupe sciska, ujawnia swoją tożsamość na scenie, w tle elo reporterek knuje jak ową odkryć, jego córki przekonują go żeby nie wysyłał fotki, heppi end.
Camp rock!
Kolejny majstersztyk filmowy! Biedna dziewczynka wyjeżdza na obóz bo matka ma tam kucharzyć, ale wstydzi się swojej mamusi i udaje córkę jakiejś tam bogatej zdziry, ogólnie heppi end etc
No i są jonaski!
Starstruck
Siostrzyczki jadą do babci, jedna by spotkać swojego elo idola nastolatek, druga go nienawidzi, druga się w nim zakochuje po tym jak seksownie pieprznął ją drzwiami w łeb, potem ją rzuca bo nie chce by za nią latały reporterki, gwiazdeczce ściska dupe, zaczyna kierować swoim elo życiem, wraca do laski, przeprasza ją i jest kól, heppi end!
Another cinderella story
Nowoczesny kopciuszek, heppi endzik, troche tańca, motym miłosci jak w starstrucku, blabla.
Princess Protection Program
Elo ojciec tajniak ratuje księżniczkę przed złym dyktatorem, siup, trafia do szkoły, normalnego życia uczy ją córka tajniaka, siup, bff, siup, dyktator zatrzyman, siup, koronacja, happy end.
Wizardsi movie
jadą sobie na wakacje, zasada - 0 magic, różdzki schowane, ale alex ma plan, podwija książeczke z zaawansowaną magią, miesza, w efekcie czego rodzinka sie rozchodzi, dzieciaki próbują to odwrócić, udaje się, happy endzik.
Każdy film to masakryczny chłam, więc polecam!
Czekam na propozycje gówna gorszego niż twilight, pm.
Hot tub:The time machine | Jutro będzie futro
Przyznam, że film nie najlepszy.
Autorom kończyły się pomysły, więc wciskali cycki na siłę na ekran.
Ogólnie fabuła jest - 3 gości i 1 dzieciak jadą sobie do kurortu, który kiedyś tętnił życiem, a teraz wszystko jest pozamykane. Mają ten sam pokój co 20 lat temu, wskakują do "wanny" na zewnątrz, imprezują, wylewa się im napój "Czarnobyl", powracają do lat 80'.
Tam spotykają gościa, który mówi im, że póki nie naprawi "wanny", muszą robić to, co kiedyś.
<tutaj sceny z życia, głównie przypominanie sobie, że kiedyś kogoś przelecieli, więc robią to 2 raz>
Kończy się tak, że
function showHide(what){ a=what.getElementsByTagName("div")[0]; if(a.style.display=='none'){ a.style.display='block'; }else{ a.style.display='none'; }}
jeden z przyjaciół zostaje w latach 80', znajomość przyszłości robi z niego miliardera, wszyscy przyjaciele są bogaci itp.
Mi się zdarzyło niedawno obejrzeć Toy Story 3 i Prince of Persia. Oba filmy bardzo dobre.
W pierwszym polega to na tym, że właściciel zabawek jest już dorosły i wyjeżdża. Swoje stare zabawki chce umieścić na strychu, jednak w wyniku pomyłki wysyła je do przedszkola. A tam się zaczyna zabawa. Więcej nie zdradzę, chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. Polecam.
Drugi z filmów również bardzo dobry. Zdrada, przyjaźń i takie tam. Pomysły może oklepane, jednak fabuła wciąga, akrobacje głównego bohatera są świetne. Dużo walki, a niektóre sceny potrafią rozśmieszyć. Ten film również bardzo polecam.
Podróżnik: ja też w zeszły piątek miałem iść na jeden z tych filmów z klasą.
Ostatecznie okazało się że idziemy na disco robaczki :F. Ależ to szit, ani humoru ani polotu tam nie ma, i cały czas gra tytułowe beznadziejne disco. Ale fajnie się wyśmiewało ten film z kolegami w trakcie seansu, dzięki temu nie zasnąłem z nudów ;p
Zachwyca postać głównej bohaterki która jest gotowa obciągnąć w każdej chwili - non stop rozwarta gęba oznacza przyssanie się do wiadomej części męskiego ciała w setną sekundy mniej - props!
Niesamowite są postacie wampirów, przypominające małe skundlone pieski, jakaż dobroć się z nich wylewa!
Fabuła to majstersztyk, nasza kochana główna bohaterka jest elo-smakowitym kąskiem dla wampirków, ale nie, basta, przecież muszą ją chronić!
Druga część, wampirki dają nogę, bo wiadomo, lepiej się chroni przed innymi wampirkami będąc pareset kilometrów dalej, ale spokojnie - nasza kochana bohaterka wpada w towarzystwo wilkołaków, którzy w ludzkiej postaci mają ogromny wstręt do t-shirtów.
Ale spokojnie, nasza kochana bella kocha wampirka i ratuje mu dupsko, i to dwukrotnie, jest prawie heppi end bo wikołaczek kocha się w belli a bella w wampirku i wilkołaczku, ponadto, jednym z warunków uratowania dupska własnego przez belle była zamiana jej w wampirka,a to wilkołaczkom przypomina o umowie, coby wampirki nie tykały ludzi, ups, a to klops, i jak tu zdecydować, czy non-stop mieć otwartą gębuche dla wampirka czy wilkołaczka?
Jestem zupełnie neutralny do tłajlajta, nie znam, nie lubię, zachowuję obiektywizm.
Ale, do jasnej cholery, jak czytam ten opis fabuły, to szczerze mówiąc ja nie widzę w tym filmie nic aż tak kretyńskiego i głupiego żeby taką wojnę o "zmieszh" rozpętywać.
Połowa "wad" to wymyślone nadinterpretacje antyfanów (tak, chodzi mi o obciąganie :D), i czuję że jakby przetłumaczyć streszczenie zakończenia na normalny język to aż takie straszne to by się nie okazało. :P Słodkie wampiry? No i co? Taka konwencja, znacznie bardziej wolałbym to niż stereotypowe "Dark Wampiry Mordujące Ludzi we Śnie- i Łowcy na Tych Morderców Polujący".
Typowy hollywódzki wybór pod koniec, i dobrze, taka moda. BTW, jak byłoby zakończenie a la "Bella z wampirami tłuką wilkołaków" to zaraz "o żal jakie g*wno tylko się rozpieprzają na końcu."
Już bardziej rozumiem fanów tłajlajta którym historia przypadła do gustu, niż tym zaślinionym w furii wrogom książki. Dlaczego tak tego nie lubią?
BO TO JEST GÓ*NIANY ZMJESZH.
I tak, wolę nastolatki szalejące za zmierzchem niż szalejące za plastikowymi teen-gwiazdami z pozostałych filmów któe wymieniłeś ;)
Poza tym filmem, z oceną wszystkich pozostałych się całkowicie zgadzam. ;) Najbardziej znienawidzony przeze mnie motyw- amerykańskie spoko nastolatki ( KONIECZNIE mają talent do ziomalskiego rocka/ popu/ rapu i latające z gitarą!) i ich wzruszające przygody na drodze do sławy.
Jedynym filmem z am. nastolatką z gitarą który lubię to Zakręcony Piątek, bo akurat ta komedia naprawdę mnie bawiła (i bądź co bądź, fabuła nie koncentruje się tak bardzo na sławie i plastiku).
PS
Asru, ty naprawdę te wszystkie filmy oglądałeś w całości czy oceniasz po trailerach? Bo ja z trudem wytrzymuję do końca trailera Hanny Montany, a chyba bym oszalał gdybym poszedł na to do kina.
Jeśli oglądałeś, to gratki za wytrwałość O____o
Prawda jest taka że ci tego opisać nie opisze, chcesz, obejrzyj, mogę cię zapewnić że jest to totalny chłam, gorszy od wszekalkich filmów disneya (m.i hanci czy camp rocka)
Sweet wapmircie wkurzają, ale kto co lubi.
Wszystkie w całości, chociaż camp rocka czy twilighta za którymś podejściem dopiero się udało.
Ponadto z seriali - cała hancia, całe wizardsi (toto jest w zasadzie całkiem fajne/znośne) "teraz" iCarly przerabiam, takie tam hobby podchodzące coprawda pod sadomaso no ale...
No i po ang się staram oglądać, więc jest i jakiś plus.
Ja już pisałam o 'Zmierzchu' drugim chyba, w każdym razie raz jeszcze: książki - nawet ok, jak na coś, gdzie większość tekstu to wzdychanie dziewczyny do wampira. Da się czytać z jakąś przyjemnością. Za to filmy... Chroniczny zanik akcji. Kamcio, nie widziałeś, nie czytałeś, a gadasz. :P 'Zmierzchy' są tak nudne i denne, że nawet ja nie mogłam w kinie wysiedzieć. Poza sceną obicia Edwarda (tak wymęczoną przez Stewart, że niech mnie drzwi ścisną) to ten film jest skrajną wersją melodramatu i to ze zbyt marną obsadą, by próbować robić z tego 'dzieło'. W dodatku pewnie nie wiesz, ale nawet scenarzystka 'Zmierzchów' uważa je za wybitnie beznadziejne. ;)
I chociaż nie uważam, że nie ma gorszych tworów (-> polskie komedie romantyczne chociażby), to filmowy 'Zmierzch' jest moim zdaniem po prostu głupi. I nudny.
A wszystkie fanki "Zmierzchu" zmienią się w pseudoreżyserki i zrobią z tego milion trzysta siedemdziesiąty sezon "Mody na sukces".